Znajdź nas

Głos ekspertów

Fatalna atmosfera i przepychanki z działaczami. Szafrańska-Sosgórnik: To niedopuszczalna sytuacja

Polscy alpejczycy rozpoczynają swoją olimpijską przygodę w Pjongczangu. Już jutro w zjeździe zaprezentuje się Michał Kłusak. Mimo wiary w dobre wyniki polską ekipą od kilku tygodni targają wewnętrzne spory i konflikty związane z nominacjami olimpijski. W rozmowie z „Magazynem Sportowiec” Katarzyna Szafrańska-Sosgórnik winą za tę sytuacją obarcza PZN. Jak podkreśla olimpijka z Calgary związek powinien ustalić precyzyjne zasady kwalifikacji.

Katarzyna Szafrańska-Sosgórnik
Katarzyna Szafrańska-Sosgórnik reprezentowała Polskę na Igrzyskach w Calgary /fot. archiwum prywatne/

Przemysław Paszowski: W Polsce atak mrozu. Tymczasem w Pjongczangu temperatury poniżej minus dziesięciu stopni Celsjusza to norma. Czy dla alpejczyków takie mrozy są problemem?

Katarzyna Szafrańska-Sosgórnik: To na pewno nie jest komfortowa sytuacja. Trzeba się mocniej rozgrzewać, a poza tym łatwiej o kontuzję. Jednak ten mróz nie powinien być aż takim problemem. Ja na mistrzostwach świata w Stanach Zjednoczonych startowałam przy minus trzydziestu stopniach.

W Calgary w 1988 roku w swoich olimpijskich startach zajęła pani szesnaste i siedemnaste miejsce. Żadna z Polek od tego czasu nie pobiła tych osiągnięć. Z czego to wynika?

To trudne pytanie, na które nie znam dokładniej odpowiedzi. Nie brakuje nam przecież zdolnej młodzieży. W grupach młodszych zdarzają nam się perełki, które potrafią plasować się w pierwszej trójce wśród swoich rówieśników z całego świata. Problem zaczyna się gdzieś pod koniec wieku juniora młodszego. Tu pojawiają się schody z finansowaniem. Albo będziesz miał szczęście i załapiesz się do kadry albo dalej jesteś na finansowaniu rodziców. A ci też czasem mają za dużo do powiedzenia w sprawach sportowych. Związek powinien być aktywniejszy na tym polu.

Ale postawa PZN-u od lat jest krytykowana przez środowisko alpejczyków. Według nich narciarstwo zjazdowe jest traktowane przez związek po macoszemu.

To prawda. PZN opiera się dzisiaj głównie na skokach, bo tam mamy wspaniałe wyniki. Poza tym mamy prezesa, który przecież zajmował się tą dyscypliną. Niemniej gdy słyszę jak Apoloniusz Tajner twierdzi, że w narciarstwie alpejskim nie mamy tradycji to czuję się zażenowana. To pokazuje pewne podejście związku. To powinno się zmienić. Nie może być tak, że przez dwadzieścia pięć lat był ten sam szef wyszkolenia i to niezależnie od tego czy były wyniki czy też nie.

Maryna Gąsienica-Daniel /fot. fanpage Maryny Gąsienicy-Daniel/

Mimo tych mankamentów Apoloniusz Tajner mówi, że marzy o czołowej „dziesiątce”. Jest to totalny odlot czy realne przewidywania?

Cały sercem jestem za naszą trójką. Życzę im takich lokat. Ale marzenia Apoloniusza Tajnera będą ogromnie trudne do spełnienia. Wiemy z jakim numerami startowymi startują Polacy, jaką prezentują formę i jakie zajmuje miejsca. Ale cuda się zdarzają. Tak realnie gdyby udało się im zjechać do dwudziestki to byłby to sukces.

Narciarstwem alpejskim co rusz wstrząsają jakieś afery. Tak samo było i teraz. Mowa o konflikcie o to kto ma pojechać na Igrzyska – Michał Kłusak czy Michał Jasiczek. Ostatecznie w Korei wystąpią obaj.

To zamieszanie było zupełnie niepotrzebne. Zrobiło tylko złą atmosferę. Zawodnik powinien stawać na starcie i myśleć o tym jak najlepiej zjechać w dół, a nie zastanawiać się nad takimi sprawami. Nie podobały mi się te przepychanki. Ale dobrze się stało, że ostatecznie jedzie jeden i drugi.

Z czego wynikał ten cały bałagan?

Z niejednoznacznych kryteriów. Jeśli ja wiedziałam, że aby pojechać do Calgary muszę zjechać do pierwszej dwudziestki Pucharu Świata to wiedziałam, że jak nie zrobię tego wyniku to nie pojadę i koniec. Nie może być tak, że właściwie nikt nie wie jakie są kryteria i potem szarpiemy się kto ma lepsze punkty fis’owskie. A żeby było zabawniej na końcu pojawia się jeszcze Adam Chrapek, który zjeżdża w tym sezonie na bardzo dobre lokaty… Moim zdaniem realnym kryterium powinno być wejście do pierwszej trzydziestki Pucharu Świata. I tyle, nie byłoby dyskusji na ten temat.

Dlaczego pani zdaniem Andrzej Kozak forsował wyjazd Jasiczka, a nie Kłusaka, który prezentował lepszą formę?

Taka sytuacja nie powinna się zdarzyć. W sporcie tak samo i jak w życiu obowiązują pewne zasady. Jeśli będziemy postępować według nich to wszystko będzie w porządku. Jeśli nie to będzie tak jak teraz. Co to w ogóle znaczy, że ktoś kogoś forsuje? Nasza dyscyplina jest sportem wymiernym. Są miejsca, są punkty fis’owskie. Co to za filozofia na podstawie tych rezultatów opracować jakiś system. Ale jak widać, lepiej robić awantury na forum publicznym. To było żenujące. Ale i niesportowe. Nie wolno robić takich rzeczy zawodnikom.

Kłusak zapowiada, że sprawy nie zostawi. Możliwe są procesy. Jak takie zamieszanie może wpłynąć na jego start w Pjongczangu?

Zdecydowanie źle. Sportowiec powinien być wyłączony z takich spraw. On nie może sobie zaśmiecać głowy takimi problemami. Jego zadaniem jest stanąć w pełni skoncentrowanym na starcie, a potem jechać na sto procent.

Michał Kłusak startuje już jutro /fot. fanpage Michała Kłusaka/

Kończąc wątek Kłusaka. Przygotowywał się on do Igrzysk w dużej mierze dzięki zbiórce pieniędzy, PZN przykręcił kurek. Z tego samego powodu karierę przed sezonem zakończył Maciej Bydliński.

Finansowanie naszych najlepszych zawodników nie jest i nigdy nie było mocną stroną PZN-u. Polscy alpejczycy nawet jeśli nie są w światowej czołówce, to jednak są najlepsi w kraju. W związku z tym powinni dostawać dofinansowanie. Tymczasem mamy tutaj jakąś chorą sytuację. Każdy z każdym się kłóci, w kadrze cały czas są zmiany, a PZN zamiast panować nad tym chaosem, to jeszcze go pogłębia. Jeśli chodzi natomiast o Macieja Bydlińskiego to sprawa jest bardziej złożona. Był on bez wątpienia naszym najlepszym alpejczykiem w ostatnich latach. Jednak czy powinien być dalej finansowany? Mam pewne wątpliwości.

Zdaje się, że nie tylko pani…

Mnie nie podobała się jego postawa na Igrzyskach w Soczi i mogę to głośno powiedzieć. Ja startowałam w Calgary z naciągniętym mięśniem i mocno chora. Nie wyobrażam sobie jednak, żebym zrezygnowała z występu tak jak Maciek. Poza tym poszły na niego spore pieniądze, które nie do końca przełożyły się na odpowiedni wynik sportowy. W kombinacji te miejsca wyglądały dobrze, ale trzeba patrzeć ilu zawodników było za nim, a nie przed nim.

Na co w Pjongczangu będzie stać realnie Marynę Gąsienicę-Daniel? Zawodniczka nie ma w Polsce właściwie konkurencji, ale z sezonu na sezon robi coraz większy progres.

To prawda. Brakuje jej jednak powtarzalności. Jak się raz załapie do trzydziestki to się w niej siedzi. W narciarstwie alpejskim liczą się nie tylko nogi, ale też głowa. A Maryna dość często wypada z trasy, ma problemy typu zgubienie kijka. Na pewno ma potencjał i stać ją na dobre lokaty. Myślę, że jak trafi z formą to pozycja w pierwszej dwudziestce jest w jej zasięgu.

Kto pani zdaniem zdominuje Igrzyska Olimpijskie? Będzie tak samo jak w Soczi, czyli sporo niespodzianek?

U panów stawiam na Marcela Hirschera. Jest bardzo mocny i fizycznie i psychicznie. U pań oczywiście Mikaela Shiffrin. Myślę, że zdominuje konkurencje techniczne. I nie lekceważyłabym Lindsay Vonn. Ona miała nierówny sezon, ale Amerykanie jak nikt inny potrafią się przygotować do takich imprez. Myślę, że może powalczyć w konkurencjach szybkościowych.

Czyli uważa pani, że pech opuści Marcela Hirscher i przywiezie wreszcie złoto z Igrzysk Olimpijskich?

Oczywiście!

Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.

Naciśnij aby skomentować

Musisz być zalogowany by opublikować komentarz Zaloguj się

Odpowiedz

Więcej w Głos ekspertów