Znajdź nas

Na gorąco

Trudna rzeczywistość kombinacji norweskiej. Słowiok: Motywacja to nie wszystko, mamy rachunki

To były udane Igrzyska Olimpijskie dla polskiej kombinacji norweskiej. Po raz pierwszy od blisko czterdziestu lat na najważniejszej imprezie czterolecia obejrzeliśmy aż czterech biało-czerwonych. Najlepiej z nich spisał się Paweł Słowiok, który dwukrotnie wchodził do „trzydziestki”. Na Igrzyskach zadebiutowała także nasza drużyna zajmując dziesiąte miejsce. Mimo to zdaniem Słowioka, przyszłość kombinacji w Polsce nie maluje się w kolorowych barwach.

Paweł Słowiok podczas Igrzysk Olimpijskich
Paweł Słowiok przed skokiem

Przemysław Paszowski: Debiut i od razu dwa miejsca w trzydziestce. Jesteś chyba zadowolony?

Paweł Słowiok: Owszem. Skoki na małej skoczni były zadowalające, a dobry bieg pozwolił o awans aż o dziesięć oczek. Niestety duża skocznia nie pozwoliła na dalekie loty. Silny wiatr i brak szczęścia spowodowały duże różnice między zawodnikami podczas biegu, wobec czego trudno było cokolwiek nadrobić.

Jak słusznie zauważyłeś, szczególnie udany był dla ciebie pierwszy konkurs. Zająłeś w nim dwudzieste drugie miejsce, ale czas biegu miałeś dwunasty. To chyba pokazuje, że są w tobie jeszcze duże rezerwy.

Myślę, że na skoczni wykonałem bardzo duży postęp. Skoki przede wszystkim stabilne. Razem z trenerem dopracowujemy jeszcze szczegóły i zobaczymy czy uda się wykonać kolejny krok do przodu.

Dziewiąta pozycja sztafety cię zadowala czy rozczarowuje?

Zdecydowanie zadowala. Nasza drużyna w kombinacji norweskiej zadebiutowała dopiero w Pjongczangu. Poza tym od blisko czterdziestu lat nie nie mieliśmy na jednych Igrzyskach aż tylu dwuboistów. Wystartowaliśmy jako ostatni z rankingu, a mimo wszystko udało się nam pokonać zawodników z Ameryki. Do ósemki brakło bardzo nie wiele.

To właśnie ona była waszym celem. Gwarantowała bowiem stypendia…

Gdzieś daleko, jasne, że była. Wielkie marzenia o kolejnych latach w sporcie bez zmartwień. Nie udało się i będzie teraz bardzo ciężko. Jeszcze nie podjąłem decyzji co dalej. Bez jakiejkolwiek pomocy kontynuowanie kariery wisi na włosku. Jednak może jeszcze nie czas na tego typu rozmyślenia, ponieważ sezon trwa. Przed nami jeszcze ostatni period Pucharu Świata.

Danny Winkelmann wypuszcza naszego zawodnika

Danny Winkelmann – szkoleniowiec naszej ekipy

Co ci dała współpraca z Dannym Winkelmannem?

Moje skoki uległy dużej poprawie. Jednak z trenerem uczymy się wszystkiego na nowo – od odżywiania, sposobu treningu po dobry sen. Nie pozwala nam zapomnieć o żadnej kwestii, bo z małych rzeczy można stworzyć tą wielką. Fajne jest również to, że do każdego z nas podszedł w sposób indywidualny. Trenujemy co prawda razem, ale każdy ma elementy nad którymi pracuje.

Ludzie będący dalej od kombinacji mówią, że idą lepsze czasy dla tej dyscypliny, ci ze środowiska są sceptyczni. A jak to wygląda z twojej perspektywy?

Już teraz nastały lepsze czasy. Mamy nowego, zagranicznego trenera, dwóch serwismenów, a na zawody lecimy samolotem. To dla nas duże udogodnienie. Niestety jest jeszcze kwestia życia codziennego. Bez stałego dochodu jest naprawdę ciężko, tak jak wszyscy mamy rachunki i obowiązki do spełnienia. Jeśli współpraca z Polskim Związkiem Narciarskim będzie obiecująca to myślę, że z naszej strony zrobimy wszystko żeby wyniki były coraz lepsze.

Wystarczy ci jeszcze motywacji na Pekin czy to jednak na razie odległa perspektywa?

Motywacji by wystarczyło, ale motywacja to nie wszystko. Stoi za tym jeszcze sporo spraw, głównie kwestie finansowe.

Zapytam, więc o najbliższe plany…

Mój najbliższy plan to ślub.

Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.

Naciśnij aby skomentować

Musisz być zalogowany by opublikować komentarz Zaloguj się

Odpowiedz

Więcej w Na gorąco