Znajdź nas

Długie rozmowy

Kamil Kasperczak: Nigdy nie stracę motywacji do uprawiania pięcioboju

Start na Młodzieżowych Igrzyskach Olimpijskich w Buenos Aires był dla Kamila Kasperczaka największym sportowym przeżyciem. Nie może to dziwić, bo razem z Laurą Hereidą wywalczył brązowy medal w konkurencji sztafet mieszanych. „Z jednej strony cieszyłem się z medalu, ale z drugiej byłem na siebie zły za strzelanie” – odpowiada Kasperczak pytany o pierwsze emocje.

Kamil Kasperczak na podium
Laura Hereida i Kamil Kasperczak z medalami /fot. archiwum prywatne Kamila Kasperczaka/

Przemysław Paszowski: Twój medal zawisł już na honorowym miejscu w domu?                              Kamil Kasperczak: Może nie tyle co zawisł, ale leży na honorowym miejscu w moim pokoju.

Lubisz patrzeć na swoje medale i wracać wspomnieniami do tamtych imprez czy może nie jesteś zbyt sentymentalny?

Bardzo często wracam do minionych imprez sportowych z dwóch powodów. Po pierwsze, żeby powspominać zawody na których wszystko wyszło i byłem szczęśliwy, kiedy wchodziłem na podium. Wracam też do tych mniej udanych startów, po to aby wyciągnąć z nich jak najwięcej informacji i podczas kolejnych zawodów popełniać jak najmniej błędów.

A gdy wspominasz start w Buenos Aires to od razu na twojej twarzy pojawia się uśmiech?

Start w Buenos Aires wspominam bardzo dobrze, ponieważ zawody były zorganizowane na najwyższym poziomie. No i w końcu zdobyłem też medal. Najbardziej cieszy to, że z tak dużej imprezy wracam nie tylko z dużym workiem doświadczeń, ale także z pamiątką i nagrodą.

Z jakimi celami jechałeś na te Igrzyska? Pytam, bo jestem ciekawy czy udało ci się je zrealizować.

Starałem się nie myśleć o wyniku, ponieważ po pracy z psychologiem wiedziałem, że te myśli mi przeszkadzają, a nie pomagają w osiąganiu wysokich wyników. Ale wiadomo, że zawsze gdzieś są jakieś założenia. W starcie indywidualnym celowałem w pierwsza piątkę. Jednak po szermierce, którą zaczynałem zawody wiedziałem, że są na to marne szanse. Jeśli chodzi o start w sztafetach to wszystko zależało od tego kogo wylosuję. Jednak niezależnie od tego i tak dałbym z siebie wszystko.

Kamil Kasperczak w trakcie szermierki

Kamil Kasperczak po wygranej walce szermierczej /fot. archiwum prywatne Kamila Kasperczaka/

W związku z tym, wynik indywidualny jest czymś, co cię cieszy czy jednak nieco rozczarowuje?

Dziewiąte miejsce na świecie bardzo cieszy. Ale tak jak już wcześniej wspomniałem celowałem w pierwszą piątkę.

Czy po występie indywidualnym miałeś w sobie jeszcze większą motywację przed sztafetą?

Motywacja była bardzo duża, ponieważ czułem niedosyt po starcie indywidualnym.

Czy znałeś się wcześniej z Laurą Hereidą? Z tego co czytałem to zostaliście dobrani trochę przypadkowo.

Nie nazwałbym tego przypadkowym dobraniem. Po prostu tak jak inni zostaliśmy połączeniu w duety na konferencji technicznej dzień przed startem. Z Laurą znałem się już dużo wcześniej. Gdy się dowiedziałem, że startujemy razem bardzo się ucieszyłem. Wiedziałem, że mamy duże szanse na medal. We dwoje tworzymy mocny duet.

Czy w takim międzynarodowym duecie trudniej się współpracuje?

Na pewno jest dużo trudniej, jeśli nie błyszczy się znajomością języków obcych. Mój angielski jest na poziomie podstawowym, jednak nie przeszkodziło to nam w dogadywaniu się. To są najlepsze lekcje.

Miałeś poczucie, że mimo różnic jesteście jednym teamem?

Wiadomo że w sztafecie nie ma „mnie” tylko jesteśmy „my”, czyli dwie osoby pracujące na sukces lub niepowodzenie. Całe szczęście w naszym przypadku okazało się to powodzeniem. Ja już wcześniej miałem możliwość startować w sztafetach mieszanych, dlatego też wiedziałem jak się zachowywać i postępować.

Kiedy zrozumiałeś, że macie bardzo realne szanse na medal?

O szansach na medal wiedziałem już, gdy usłyszałem z kim startuję, ponieważ trafiły na siebie dwie mocne osoby. A po pierwszym dniu startów, czyli po szermierce tylko się utwierdziłem w tych przemyśleniach.

Co powiedzieliście sobie przed ostatnią konkurencją?

Na minutę przed ostatnią konkurencją minutę powiedziałem do Laury „dobre strzelanie i szybki bieg”. Te cztery słowa wystarczyły.

Kamil Kasperczak po zawodach

Kamil Kasperczak ma wielki potencjał /fot. archiwum prywatne Kamila Kasperczaka/

Czy gdy ruszałeś na trasę kombinacji to myślałeś jak wielka jest stawka czy może wyłączyłeś to myślenie?

Gdy ruszałem strasznie się stresowałem. Wiedziałem, że walczę o medal i mam ogromne szanse na dogonienie Argentyńczyka. Niestety strzelanie mi na to nie pozwoliło i pozbawiło mnie i Laurę srebrnego medalu. W tym wszystkim zawiniła moja głowa. Podczas strzelania bardzo chciałem dogonić kolegów z przodu i tym samym przyspieszałem rytm swoich złożeń na strzelnicy, a co za tym idzie zacząłem pudłować.

Pierwsze uczucie po przekroczeniu mety?

Pierwsza myśl i uczucie, które przyszło mi do głowy to złość na samego siebie, ale połączona ze szczęściem. Z jednej strony cieszyłem się z medalu, ale z drugiej byłem na siebie zły za strzelanie.

Ten medal jest najcenniejszy w twoim dorobku?

Tak. Ale mam też na swoim koncie dwa medale mistrzostw Europy w konkurencjach sztafetowych.

Masz jeszcze na koncie wiele sukcesów juniorskich. Ale nie każdy świetny junior zostanie świetnym seniorem. Masz jakąś receptę na to?

Chcę po prostu trenować dalej tak jak trenowałem w ostatnim roku. To przyniosło efekty i sukcesy. Mam nadzieję, że zostanę także dobrym seniorem.

Poza Konradem Bukowieckim wszyscy polscy medaliści poprzednich Młodzieżowych Igrzysk Olimpijskich przepadli. Z tobą będzie inaczej?

Na tym etapie nie brakuje mi zawzięcia i chęci dalszego trenowania. Bardzo lubię rywalizację oraz ciężki trening. Moim największym sportowym marzeniem jest pojechanie na seniorskie Igrzyska Olimpijskie i przywiezienie z nich medalu.

Kamil Kasperczak przed zawodami

Kamil Kasperczak ma na swoim koncie już kilka sukcesów /fot. archiwum prywatne Kamila Kasperczaka/

Co determinuje cię do treningów?

To, że cała moja rodzina we mnie wierzy i mnie wspiera. Przyjaciele, których mam wokół siebie, oraz moja dziewczyna. Ona jest ze mną na każdym kroku i pomaga mi w trudnych chwilach.

Co jest twoim największym atutem?

Moim największym atutem jest to, że się nigdy nie poddaję i jestem bardzo ambitny. A porażka i niedosyt prowokuje mnie do jeszcze cięższej pracy.

A jak radzisz sobie z porażkami?

Nie ukrywam jestem wrażliwą osobą i każda porażka mnie boli. Bardzo trudno jest mi wybić to z głowy. Po nieudanych zawodach zwiększam obciążenia treningowe. To jest taki mój reset.

Pięciobój nowoczesny jest trudną dyscypliną. Nie zabraknie ci w przyszłości motywacji?

Sport to jest tak naprawdę moje całe życie. Poświęcam temu cały swój czas, siłę, energię i ciało. Zawsze chciałem uprawiać ten sport, robię to i będę zawsze robił. I raczej nigdy nie stracę motywacji do uprawiania tej ciężkiej dyscypliny.

Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.

Więcej w Długie rozmowy