Znajdź nas

Długie rozmowy

3 czerwca to święto roweru! Leszek Sibilski: Rower to przyszłość!

Od 2018 roku data 3 czerwca to wyjątkowy dzień dla wszystkich fanów kolarstwa. Właśnie tego dnia obchodzimy Światowy Dzień Roweru. Inicjatorem tego wydarzenia jest były polski kolarz torowy, a aktualnie socjolog na Uniwersytecie w Waszyngtonie – Leszek Sibilski! To on zaproponował, a następnie działał w Organizacji Narodów Zjednoczonych, aby dzień 3 czerwca stał się świętem kolarzy rekreacyjnych i zawodowych!

światowy dzień roweru
Światowy Dzień Roweru / archiwum Leszek Sibilski

Szymon Kastelik: W jaki sposób narodził się pomysł na powołanie Światowego Dnia Roweru?

Leszek Sibilski: W którymś momencie swojej kariery zawodowej pracowałem jako konsultant w Banku Światowym. I zajmowałem się sprawami związanymi z klimatem. Zorganizowałem nawet takie seminarium na Uniwersytecie Warszawskim, kiedy był COP w stolicy w 2013 roku. Oczywiście gdy mówimy o klimacie, to pojawia się problem transportu. Nie został on uwzględniony w tych 17 celach równoważonego rozwoju świata – dlatego zaczęto o tym mówić. I oczywiście rower pojawia się w takiej dyskusji jako zielony i zrównoważony środek transportu. Zacząłem się temu przyglądać. Jestem byłym kolarzem, dlatego coś we mnie drgnęło. Nie byłem jakimś wielkim kibicem. Ponieważ kiedy zakończyłem karierę sportową, to jakby zamknąłem ten rozdział. Śledziłem tylko najważniejsze wydarzenia, takie jak Tour de France, Tour de Pologne, Vueltę czy Giro d’Italia. Ale to wszystko z dystansu. Jednak nagle zorientowałem się, że są specjalne święta poświęcone radiu, telewizji i innym istotnym rzeczom w życiu człowieka. W ten sposób wpadłem na pomysł, że może zrobimy święto dla roweru.

I co było dalej?

Po opublikowaniu w Banku Światowym artykułu pod tytułem „Kolarstwo jest biznesem wszystkich nas” zostałem zaproszony na konferencję w Seulu. Tam wygłosiłem wykład na temat umiejscowienia kolarstwa w mieście. Ponieważ właśnie miasto jest takim najlepszym miejscem, gdzie kolarstwo można promować. W rezultacie zostałem zaproszony na kolejną konferencję w Taipei w Tajwanie, które jest centrum produkcji rowerów na świecie. I tam już zgłosiłem pomysł Światowego Dnia Roweru. Moi koledzy, czyli w większości naukowcy zajmujący się transportem aktywnym, zareagowali bardzo pozytywnie. Jeden kolega z Francji powiedział mi, że Światowy Dzień Roweru jest lepszym pomysłem niż Dzień Bez Samochodu, ponieważ mój pomysł ma bardziej pozytywny wydźwięk. Oto w taki sposób otrzymałem błogosławieństwo od środowiska naukowego.

Po powrocie do Waszyngtonu zabrałem się za to. Zwróciłem się do jednej z ambasad przy ONZ, który reprezentuje kraj uważany za jeden z liderów popularyzacji roweru. Ale mój pomysł nie został przyjęty z optymizmem.

A co to był za kraj?

To była Holandia. Byłem trochę zaskoczony. Ale później  pomyślałem, że gdybym zaproponował Chinom dzień pałeczek do jedzenia, to też ich przedstawiciele nie byliby zachwyceni. Bo dla nich jest to normalne, tak samo jak dla Holendrów normą jest poruszanie się rowerem.

W tym czasie namówiłem swoich studentów do akcji społecznej w Internecie. Któregoś dnia poprosiłem jednego ze znajomych o kontakt z ludźmi, którzy mają na co dzień do czynienia z transportem. Zaproponowano mi wówczas inny kraj. Po tej rekomendacji zadzwoniłem do przedstawicieli Turkmenistanu. Ich reakcja była pozytywna. Umówiliśmy się na spotkanie. Przyjęła mnie pani ambasador. Zainteresowali się tą sprawą i zapowiedzieli, że skonsultują to ze swoich Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Następnie podjęli się tego, aby wprowadzić ten pomysł do konsultacji w ONZ. Takich spotkań odbyło się pięć, gdzie każdy miał prawo do sugestii i poprawek. Uczestniczyłem w tych konsultacjach. I 12 kwietnia 2018 roku miałem przyjemność uczestniczenia w zgromadzeniu ogólnym, gdzie byłem świadkiem głosowania. 193 kraje powiedziały tak, w tym 56 krajów zobowiązało się do bycia sponsorem Światowego Dnia Roweru.

Co pan wtedy czuł?

Bycie autorem takiej rezolucji sprawiło mi radość. Jest to dla mnie zamknięcie kariery kolarskiej. Zacząłem uprawiać sport w wieku 13 lat. Potem przez 10 lat miałem swój najlepszy czas. A teraz mogłem zakończyć tę historię. Pamiętajmy, że wystarczyło, aby jeden kraj był przeciw, to nie byłoby Światowego Dnia Roweru.

Nie było to bezbolesne. Trzeba było zająć się tym pomysłem w sposób gruntowny. Ale dało mi to wiele doświadczenia. Ponadto jako były kolarz byłem użyteczny w konsultacjach. Gdy jakieś państwo miała pytania, mogłem w sposób profesjonalny rozwiać wszelkie wątpliwości.

światowy dzień roweru

Światowy Dzień Roweru – Leszek Sibilski (po lewej) inicjator święta w ONZ / archiwum Leszek Sibilski

Jak wyglądały pierwsze obchody?

Po 50 dniach przyszło nam zorganizować pierwszy taki Światowy Dzień Roweru. Oficjalne obchody odbyły się w parku przy gmachu ONZ. Zaprosiliśmy pierwszą organizację pozarządową z Chicago. Pojawiło się 20 ambasadorów z różnych krajów. W ubiegłym roku współpracowaliśmy z organizacją, która zajmuje się popularyzacją kolarstwa wśród osób z cukrzycą. I uczestniczyło również około 50 ambasadorów, w tym ambasador Holandii, który był pozytywnie zaskoczony.

A jak miały wyglądać obchody w tym roku?

Planowaliśmy zorganizować festiwal młodzieży. Chcieliśmy zaangażować w ten projekt kluby młodzieżowe z najlepszych szkół w USA. Niestety ze względu na COVID-19 musieliśmy zrezygnować z tego pomysłu. W tym roku musimy ograniczać się do promowania kolarstwa w sieci, zwłaszcza przez media społecznościowe ONZ. Pomaga nam również New York Bike. To organizacja, która popularyzuje kolarstwo w Metropolii Nowojorskiej. W naszych działaniach pomagają znacząco Indie, które chcą, aby rower stał się tam podstawowym środkiem transportu. Mamy wsparcie też z Azji, Kanady i oczywiście z Europy, która lideruje w popularyzacji rowerów. Mamy przecież tam Holandię czy Danię. Warto wspomnieć, że na świecie jest około dwa miliardy rowerów i połowa populacji wie jak z niego korzystać.

Istnieją też problemy, jeżeli chodzi o dalszą popularyzację kolarstwa. W biedniejszych państwach rower dalej jest uważany za środek transportu najbiedniejszych. Dlatego w takich regionach świata mało kto chce przemieszczać się w ten sposób, bo rower kojarzy się po prostu z biedą. Co jest nieprawdą. Ponieważ w naszej cywilizacji rowerami jeżdżą przedstawiciele wszystkich grup społecznych.

Jakieś jeszcze ciekawostki?

Pierre de Coubertin (inicjator nowożytnych Igrzysk Olimpijskich – przyp.red) był wielkim fanem roweru. Ten środek transportu przyczynił się w USA do rozwoju emancypacji kobiet. Ponieważ rower wymagał od pań innego ubioru niż długich sukien. Dlatego kobiety zaczęły nosić spodnie lub krótsze sukienki/spódnice. Pomagał również im w organizowaniu życia społecznego. Dlatego w Stanach rower nazywany jest „freedom machine”.

Wymienił pan kilka państw, które aktywnie uczestniczą w popularyzacji kolarstwa. Jak to wygląda w przypadku Polski?

Polski udział w tej inicjatywie poprawia się. Dzięki moim kontaktom, docieram do swoich starych przyjaciół. Kolarze dostrzegają powagę tego święta. Może nie jesteśmy liderami, ale jest dobrze. Warto pamiętać, że to w kolarstwie torowym zdobyliśmy jako kraj pierwszy medal na Igrzyskach Olimpijskich (Paryż 1924). Nie możemy zapominać o tym, że Wyścig Pokoju był również olbrzymim wydarzeniem w tamtych czasach. Momentami w Wyścigu Pokoju było więcej kibiców niż na Tour de France. Wiadomo, że było to upolitycznione, jednak udowadnia to też, że Polska wniosła wiele do kolarstwa światowego. Dlatego mamy bogate tradycje.

światowy dzień roweru

Leszek Sibilski – Światowy Dzień Roweru / archiwum Leszek Sibilski

Rozumiem, że głównym celem tego święta jest walka z zanieczyszczeniem, czy kryje się za tym coś jeszcze?

Jest to Światowy Dzień Roweru. Czyli rower jest w centrum. Na pierwszym przemówieniu w ONZ zaznaczyłem, że mamy bardzo idealistyczny cel. Czyli osiągnąć 100-prcentową umiejętność jazdy na rowerze na świecie. Oczywiście jest to niemożliwe, ale z drugiej strony to bardzo mobilizuje. Kolejną propozycją jest to, aby święto roweru było dla nas codziennie. W tej całej tragedii, która przyszła wraz z pandemią koronawirusa, pojawiły się promyki nadziei jeżeli chodzi o wpływ kolarstwa na rozwój urbanistyki. Pojawiły się nagle na całym świecie corona lines.

Czyli?

Miasta zamknęły niektóre drogi dla samochodów i pozwoliły korzystać z tych dróg rowerzystom. Oczywiście jest to rozwiązanie tymczasowe. Aczkolwiek działacze zaczynają domagać się tego, aby takie korytarze drogowe zostały na zawsze. Paryż, Bogota, Lima, Berlin, Montreal, Sydney itd. Czytałem gdzieś, że nawet w Krakowie był taki pomysł. Ten trend może doprowadzić do tego, że rower stanie się miejskim transportem zielonym. Widzimy, że pojawiają się już wypożyczalnie. W USA funkcjonują nawet rowery towarowe, które potrafią dostarczyć do 400 kg towaru. Istnieją też rowery elektryczne, które pomagają uprawiać kolarstwo osobą chorym i starszym. Pozwala to rozwiązać też problemy naturalne. Np. w Seulu rower nie jest popularny, ponieważ jest wiele pagórków.

Rower to też zdrowie.

WHO wydała oświadczenie, w którym stwierdza, że rower jest jednym z najlepszych instrumentów do utrzymania formy zdrowotnej, a ponadto w okresie pandemii pozwala zachować swoją przestrzeń społeczną. Rower to może być przeszłość. Pozwoli nam dojechać prawie wszędzie i to bezpieczniej. Jest to rozwiązanie na korki, na smog i na inne zanieczyszczenia środowiska.

Czy to święto wpływa na kolarstwo od strony sportowej?

Światowy Dzień Roweru pomaga rekrutować przyszłych mistrzów. Bo zaczyna się to głównie na poziomie rodziny. Podczas tego lockdownu przeczytałem szereg książek poświęconym mistrzom kolarstwa. I w każdej z historii to rodzina była głównym motorem napędowym w ich karierach. Pierwsze przejażdżki rowerowe z rodziną powodowały, że w przyszłości zostawali zwycięzcami najważniejszych zawodów.

Data 3 czerwca jest przypadkowa?

To ciekawe pytanie. W kalendarzu ONZ nie ma za dużo wolnego miejsca. Było kilkanaście dni wolnych. Uderzył we mnie 3 czerwca trochę z powodów prywatnych. Ta data to moje imieniny. Zaproponowałem zatem 3 czerwca i wszyscy się zgodzili.

Czyli to taki prywatny prezent imieninowy?

Coś takiego właśnie. Ale trzeba dodać, że to jest ten okres, który pozwala na jazdę rowerem na wszystkich kontynentach.

Muszę skorzystać z okazji, że rozmawiam z panem i wrócić do pańskiej kariery sportowej? Jak ją pan wspomina.

Była dosyć dramatyczna. Byłem obiecującym juniorem w kolarstwie torowym. Potrafiłem jako jeden z nielicznych wygrać z reprezentantami NRD, którzy trenowali już w zupełnie inny sposób. U nas wówczas nie było krytego toru jaki jest teraz w Pruszkowie. Jednak wokół kolarstwa wydarzyło się wiele rzeczy, które zmusiły mnie do myślenia o tym, że oprócz sportu też jest jakieś życie. Swoim studentom zadaje na socjologii sportu pytanie: jaki dzień jest najważniejszy w życiu sportowca. Na razie nie otrzymałem satysfakcjonującej mnie odpowiedzi. Tym dniem jest pierwszy dzień po zakończeniu kariery. Czy ten sportowiec ma pomysł na to drugie życie? Miałem szczęście, że obrałem sobie cel i byłem przygotowany na to drugie życie. Gdy byłem już znużony kolarstwem, mogłem robić coś innego.

A co to dokładnie się wydarzyło?

Decydującym momentem było to, że dostałem się na AWF w Poznaniu. Aby otrzymać indywidualny tok studiów jako członek kadry olimpijskiej, musiałem najpierw zaliczyć pierwszy semestr w normalnym trybie. Poprosiłem wówczas trenera kadry, aby pozwolił mi zrezygnować z obozów, żebym mógł zaliczyć ten pierwszy semestr i wrócić potem do normalnych treningów. Ostatecznie otrzymałem pozwolenie.

Któregoś dnia jadąc w Poznaniu tramwajem, mężczyzna siedzący przede mną otworzył Przegląd Sportowy. I widzę nazwiska moich kolegów z zespołu wydrukowane dużymi literami. Najpierw powiedziałem sobie, że ja tutaj udaję naukowca, a oni wygrywają wyścigi w Bułgarii. Ale czytam dalej ten artykuł. I okazało się, że oni wszyscy zginęli w katastrofie lotniczej (Katastrofa lotnicza w Gabare – przyp. red). To wstrząsnęło mną do tego stopnia, że z 2-3 razy jechałem tym tramwajem okrężną trasą. To spowodowało, że zacząłem myśleć o tym, iż jest coś więcej niż sam rower. Ukształtowało mnie to jako dorosłego człowieka.

Trzy dni po tej katastrofie dotarła do mnie pocztą bardzo śmieszna kartka z pozdrowieniami  od moich kolegów, którzy zginęli. Wtedy kompletnie mnie to rozbiło. Straciłem wówczas panowanie nad swoimi emocjami. Kilka lat temu udało mi się przywrócić ich pamięć. Zmobilizowałem moich kolegów i zebraliśmy pieniądze na tablicę upamiętniającą ich śmierć. Została zamontowana w Pruszkowie na torze.

Więcej w Długie rozmowy