Znajdź nas

Głos ekspertów

Leszek Kucharski: Sport w czasach PRL-u był narzędziem politycznym

Tenis stołowy jedną z najpopularniejszych dyscyplin w kraju. To nie pobożne życzenie, a rzeczywistość lat osiemdziesiątych. Za sprawą sukcesów Andrzeja Grubby i Leszka Kucharskiego, Polska rozkochała się w malutkiej piłeczce. W roku 1989 nasz eksportowy duet poszedł własnymi drogami i jak się okazało przyczyniło się to do dużych sukcesów ich obu. Leszek Kucharski otarł się nawet o mistrzostwo świata.

Leszek Kucharski
Leszek Kucharski w latach 80.

Przemysław Paszowski: Jak to się stało, że Polska w latach osiemdziesiątych zakochała się w tenisie stołowym?                        Leszek Kucharski: Złożyło się na to kilka czynników. Przede wszystkim były sukcesy. My mieliśmy świetne wyniki na arenie międzynarodowej. A tym czasie w polskim sporcie nie działo się za wiele dobrego. Trafiliśmy na taką niszę. Poza tym, były tylko dwa kanały telewizyjne. W związku z tym, jeśli emitowano nasz mecz o siedemnastej, to siłą rzeczy musiał mieć dużą oglądalność.

Gdy rozpoczynał się rok 1989 tenis stołowy miał już w Polsce ugruntowaną pozycję. Pan natomiast wchodził w ten rok z kontuzją. Nie zagrał pan przez nią w spotkaniu Europa – Azja.

Tak było. Tamta kontuzja zresztą dosyć długo się za mną ciągnęła. Ale jednocześnie tak sobie teraz myślę, że ten czas to już był schyłek mojego szczytu formy. Coś się kończyło.

Ale za nim się coś skończyło, to zrobił pan wszystkim psikusa, zostając wicemistrzem świata w deblu. A wielu powątpiewało, czy uda się panu wrócić do formy po kontuzji.

Tak to bywa. Czasem w sporcie dzieją się rzeczy, które trudno jest wyjaśnić. Na tych mistrzostwach spisywaliśmy się świetnie. Do finału nie przegraliśmy żadnego seta.

W finale przegraliście po bardzo zaciętym meczu 2:1 z Joergiem Rosskopfem i Steffnem Fetznerem. Żal chyba tego meczu…

Oczywiście, że żal. Wygraliśmy pierwszego seta. W drugim prowadziliśmy już 11:8. Oni wtedy zdobyli punkt w sposób, który my nazywamy „świnką”. I od tego momentu wszystko się odwróciło. Przegraliśmy tę partię do 17. W trzecim secie mecz był bardzo wyrównany, ale w końcówce Niemcy odskoczyli na kilka punktów. Obroniliśmy trzy piłki meczowe, ale przegraliśmy do 19. Mało brakowało. Wszystko było na styk.

Niektórzy są zdziwieni, że pan na tym turnieju grał z Zoranem Kaliniciem z Jugosławii, a nie Andrzejem Grubbą. Dlaczego w tym turnieju nasza eksportowa para się rozdzieliła?

Na Igrzyskach Olimpijskich w Seulu do strefy medalowej zabrakło nam właściwie tylko dwóch piłek. W ćwierćfinale prowadziliśmy z późniejszymi mistrzami olimpijskimi 1:0, a w drugim secie było 19:19. Skończyło się na porażce. Po tym turnieju postanowiliśmy z Andrzejem na jakiś czas się rozstać. Chcieliśmy trochę odpocząć od siebie.

Wtedy, gdy graliście w Dortmundzie, w naszym kraju kończyły się obrady Okrągłego Stołu. Czy do pana docierał ten klimat dziejących się wydarzeń?

Teraz to by do mnie docierało. Wtedy sport był dla mnie najważniejszy. Grałem w tenisa stołowego i na tym się koncentrowałem. Polityka mnie nie interesowała.

Po transformacji ustrojowej wiele klubów sportowych upadło, niektóre dyscypliny wpadły w kryzys. Czy pana zdaniem, z perspektywy czasu, była to cena, którą warto było ponieść?

To jest duży temat do analizy i na to pytanie nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Sport w czasach PRL-u był narzędziem politycznym. To oczywiste, ale również dzięki temu miał się dobrze. W takim ogólnym spojrzeniu, na sport szły naprawdę duże nakłady finansowe. Po transformacji ustrojowej to wsparcie finansowe się załamało. Do dzisiaj w wielu dyscyplinach, zwłaszcza tych mniej popularnych, takich dużych nakładów jak w PRL-u nie ma. Pochodną przemian jest też odpływ myśli szkoleniowej. Wielu świetnych trenerów, ale i samych zawodników wyjechało za granicę. To spowodowało, że – poza wyjątkami – nasz sport mocno podupadł.

Poznał pan sport z różnych stron. Sądzi pan, że dzisiaj jest on lepiej zarządzany niż kiedyś? Często słyszy się zarzut, że w polskim sporcie ciągle pokutuje PRL-owski sposób myślenia.

Ja powiem, że jest dobrze zarządzany, a ktoś powie, że źle. To zawsze subiektywna ocena. Trzeba spojrzeć przede wszystkim na wyniki i z tego wyciągać wnioski. Gdy patrzy się na przykład na tenis stołowy, to mimo pojedynczych sukcesów, jesteśmy znacznie niżej niż byliśmy.


Leszek Kucharski. Jeden z najlepszych polskich tenisistów stołowych w historii. Na swoim koncie ma sześć medali wywalczonych na Mistrzostwach Świata i Europy. Multimedalista mistrzostw Polski. Dwukrotny olimpijczyk. Przez lata występował w grze podwójnej wraz z Andrzejem Grubbą. Obecnie prowadzi Pingpongową Akademię Leszka Kucharskiego.

Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.

Więcej w Głos ekspertów