Znajdź nas

Długie rozmowy

Michał Derus: Tylko ból uniemożliwiający chodzenie mógłby mnie powstrzymać!

Dla tego sportowca ból nie jest żadną przeszkodą. Michał Derus na zeszłoroczne mistrzostwa Europy jechał z poważną kontuzją. Mimo to w Berlinie nasz paraolimpijczyk wywalczył dwa złote medale. „Pomocna jest świadomość, że to ten najważniejszy start. Trzeba zacisnąć zęby i postarać się zrobić swoje” – wyjaśnia „Magazynowi Sportowiec” Michał Derus.

Michał Derus
Michał Derus ma na swoim koncie wiele sukcesów

Przemysław Paszowski: Rok temu powiedział pan, że zdziwiłby się gdyby w Berlinie nie zdobył złotego medalu. To pewność siebie czy racjonalne podejście?                                                                    Michał Derus: To raczej wynik obserwacji moich europejskich konkurentów. Nie ma co ukrywać, że poziom sportowy w Europie w mojej grupie startowej jest dość niski. Moi najwięksi konkurencji pochodzą spoza Europy, dlatego też od kiedy federacja rosyjska została zawieszona, czyli od 2015 roku, jako jedyny zawodnik Starego Kontynentu biegałem w finałach mistrzostw świata i Igrzysk Paraolimpijskich na dystansie 100 metrów.

Swoją drogą myśli pan, że w sporcie lepiej być skromnym czy do bólu pewnym swego?

Myślę, że w sporcie nigdy nie można być pewnym swego. Sport jest nieprzewidywalny. Człowiek może być w życiowej formie, ale zawsze potrafi się zdarzyć coś niespodziewanego. W przypadku mojej konkurencji najbardziej obawiam się zrobienia falstartu. Niestety obecne przepisy są rygorystyczne i każdy falstart eliminuje z dalszej rywalizacji. Dlatego też zawsze trzeba być przygotowanym na to, że nie wszystko może pójść tak jak sobie zaplanowaliśmy.

W Berlinie biegł pan z kontuzją i na tabletkach przeciwbólowych. Ból nie dałby rada pana zatrzymać?

Chyba tylko ból, który uniemożliwiałby mi chodzenie mógłby mnie powstrzymać. W Berlinie powtórzyła się sytuacja z mistrzostw świata w Londynie z 2017 roku. Dwa lata z rzędu zmagałem się z kontuzją stawu skokowego, najpierw prawego, a w kolejnym roku lewego. Treningi szybkościowe w kolcach powodowały przeciążenie stawu, co skutkowało nasilaniem się bólu. Przed docelowymi zawodami szlifowaliśmy przede wszystkim szybkość. Doprowadziło to do tego, że na mistrzostwa jechałem z mocnym bólem i nadzieją, że to mnie nie wykluczy z rywalizacji o medale.

Michał Derus w trakcie biegu

Michał Derus podczas mistrzostw świata w Londynie w 2017 roku

W tak trudnej sytuacji wywalczył pan dwa złote medale. Czy właśnie przez to, że były one okupione takim bólem smakują one lepiej?

Zdecydowanie tak. Jeżeli przed biegiem człowiek myśli tylko o tym, żeby zdołać ukończyć bieg, a na mecie okazuje się, że mimo przeciwności losu wywalczyło się medal to jest to ogromne szczęście.

Czy podczas startu, gdy walczy się o medal, czuje się w ogóle ten ból? Czy adrenalina jest zbyt silna?

Adrenalina sprawia, że trochę mniej się go odczuwa, ale nie powoduje jego całkowitego ustąpienia. Pomocna jest świadomość, że to ten najważniejszy i ostatni start do którego przygotowywało się cały rok. Trzeba zacisnąć zęby i postarać się zrobić swoje, a później przyjdzie czas na odpoczynek i wyleczenie do końca kontuzji przed kolejnym sezonem.

Obecnie kwestie zdrowotne już zostały uregulowane czy dalej uskarża się pan na jakiś ból?

Niestety nie do końca. Nadal muszę uważać by nie nadwyrężać zbyt mocno jednego ze stawów, ponieważ potrafi jeszcze pobolewać. Na szczęście obserwuję, że z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej. W związku z tym mam nadzieję, że do listopadowych Mistrzostw Świata wszystko się już ustabilizuje.

Mam wrażenie, że tamte mistrzostwa Europy były dla pana tylko przystankiem na drodze do Tokio. Czy może jednak nadinterpretuję?

Zgadza się. Nadchodzą dwa bardzo ważne sezony. Mistrzostwa Europy były tylko przedsmakiem przed najważniejszym zawodami, czyli Igrzyskami.

Michał Derus przed biegiem

Michał Derus na starcie

Ale Tokio jest tym celem nadrzędnym i to pod to jest podporządkowane wszystko czy też skupia się pan na małych kroczkach?

Igrzyska odbywają się raz na cztery lata, więc jest to zdecydowanie najważniejszy cel każdego sportowca. Ale po drodze są inne imprezy które weryfikują, czy mamy szanse zbliżyć się do tego celu. Dla mnie tym przedostatnim krokiem będą tegoroczne mistrzostwa świata. Wiem, że na chwilę obecną muszę się skupić przede wszystkim na nich, ponieważ dobry wynik i wysoka lokata na tych zawodach zbliży mnie do udziału w Igrzyskach.

Gdybym miał panu powiedzieć, że zgarnie w Tokio brązowy medal to wziąłby pan w ciemno?

Nie. Mam apetyt na więcej, chociaż wiem, że będzie bardzo trudno. Chcąc powalczyć o złoto z Brazylijczykami musiałbym być w życiowej formie. Obstawiam, że wynik na poziomie 10,40 – 10,50 sekundy na 100 metrów będzie dawał złoto, a mój obecny rekord życiowy to 10,51 sekundy. Czy to mi się uda czas pokaże, na pewno zrobię wszystko co w mojej mocy żeby tak właśnie było.

Z zawodu jest pan informatykiem. Jakie cechy wspólne są między sportem a informatyką?

Na pewno samozaparcie w dążeniu do postawionych sobie celów i chęć ciągłego rozwoju. Informatyka jest niezwykle dynamicznie rozwijającą się dziedziną, codziennie człowiek uczy się czegoś nowego. Trzeba cały czas być na bieżąco by nie zostać w tyle. W sporcie jest podobnie, nie można ciągle żyć sukcesami z przeszłości lub ubolewać nad porażkami. Trzeba skupić się na tym co dalej, trenować i starać się być jeszcze lepszym. Konkurencja nie śpi i nagle może się okazać, że przespaliśmy swoją szanse.

I nie żałuje pan, że postawił wszystko na sport? Informatyka to kierunek przyszłości.

Był czas kiedy stawiałem wszystko na sport, teraz to się trochę zmieniło. Wiadomo sport nadal jest na pierwszym miejscu, ale przyszedł też czas, by zadbać o to co będzie po zakończeniu kariery. Dlatego ponad rok temu podjąłem pracę w zawodzie. Trzy lata po ukończeniu studiów to był ostatni dzwonek by czegoś poszukać i zdobyć doświadczenie. Im dłużej bym zwlekał, tym trudniej byłoby mi w przyszłości „wbić” się na rynek pracy w tej branży.

Michał Derus z medalem

Michał Derus na podium MŚ w Dausze

Sport dał panu pewność siebie?

Zdecydowanie tak. Nie ma co ukrywać, że niepełnosprawność zaburza pewność siebie i poczucie własnej wartości. Sport sprawił, że stałem się bardziej otwarty i przestałem przejmować się moją niepełnosprawnością i tym co pomyślą sobie inni.

Te wszystkie sukcesy nie byłyby możliwe, gdyby nie…

Ciężka praca, cierpliwość i wytrwałość w dążeniu do celu. Jak każdy miałem wzloty i upadki. Najtrudniejszy dla mnie był okres w latach 2008 – 2013. Tuż przed Igrzyskami w Pekinie na międzynarodowej klasyfikacji nie otrzymałem grupy startowej pozwalającej rywalizować wśród osób niepełnosprawnych. Sytuacja zmieniła się dopiero w 2013 roku po zmianie przepisów. To był dla mnie trudny czas, wielokrotnie były momenty w których chciałem zakończyć swoją przygodę ze sportem. Na szczęście przetrwałem te chwile i to się opłaciło.

W sporcie ważniejszy jest wynik czy samo kształtowanie siebie?

Myślę, że to zależy od tego, czy trenujemy wyczynowo czy dla siebie. Sport sam w sobie uczy samodyscypliny, wytrwałości, pokonywania barier i to na pewno pozytywnie przekłada się na nasze codzienne życie. Jednak jeżeli trenowanie przeradza się w wyczynowe uprawianie danej dyscypliny to wynik odgrywa znaczącą rolę.


Michał Derus. Lekkoatleta. Paraolimpijczyk z Rio de Janeiro, gdzie na dystansie 100 metrów wywalczył srebrny medal. Multimedalista mistrzostw świata i Europy. W 2018 roku Michał Derus – mimo kontuzji – został podwójnym mistrzem Europy. W Berlinie był najlepszy na 100 i 200 metrów. 

Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.

Więcej w Długie rozmowy