Znajdź nas

Długie rozmowy

Mimo choroby wjechał na szczyt. Mateusz Rudyk: Gdy jest ciężko trzeba walczyć do końca

Jeszcze kilka lat temu lekarze radzili mu zakończyć karierę. Mateusz Rudyk usłyszał wówczas, że może umrzeć, jeśli będzie dalej trenował. Kolarz zacisnął jednak zęby i nie pozwolił, żeby cukrzyca i choroba Hashimoto zniszczyły jego marzenia. Ta determinacja się opłaciła. W Pruszkowie zrealizował jedno ze swoim marzeń. W sprincie jako pierwszy Polak w historii stanął na podium mistrzostw świata. „Nie czuję się bohaterem. Jestem po prostu sportowcem, który dąży do jak najlepszych wyników” – mówi „Magazynowi Sportowiec” Mateusz Rudyk.

Mateusz Rudyk przed startem
Mateusz Rudyk tuż przed decydującym wyścigiem

Przemysław Paszowski: Ochłonąłeś już?                                                                                                               Mateusz Rudyk: Jeszcze nie pozwalają mi ochłonąć. Ciągle ktoś mi gratuluje tego wyniku, a i ja wyniku dziękuję tym ludziom, którzy się przyczynili do tego sukcesu.

Czyli komu?

Na ten medal pracował cały sztab ludzi. Do tego sukcesu najbardziej przyczynili się trener Igor Krymski, fizjoterapeuta Sebastian Klich i fizjolog Kamil Michalik. To oni ze mną trenowali i włożyli ogrom pracy w ten wynik. Bardzo im za to dziękuję!

Te pierwsze godziny to była ekstaza czy niedowierzania?

Przede wszystkim wielka radość. Jednak to niedowierzanie z tego brązowego medalu również się pojawiło.

A co powiedzieli ci najbliżsi zaraz po zdobyciu medalu?

Rodzice oraz moja dziewczyna Karolina pogratulowali mi sukcesu i dodali, że są ze mnie bardzo dumni. Podkreślali, że te wszystkie moje zgrupowania i treningi nie poszły na marne.

Świętowałeś jakoś sukces?

Po zawodach wróciłem do swojego mieszkania. Tam czekali już na mnie rodzice z najmłodszym bratem oraz dziewczyna. Była też butelka szampana. Z nimi spędziłem wieczór.

Gdy wstałeś rano na drugi dzień to co sobie pomyślałeś?

Byłem po prostu szczęśliwy, że nie na darmo były te wszystkie zgrupowania, treningi, wiele wyrzeczeń oraz poświęcenie wielu ludzi dla tego wyniku.

Nie pomyślałeś, że jesteś bohaterem?

Nie czuję się bohaterem. Jestem po prostu sportowcem, który dąży do jak najlepszych wyników.

Mateusz Rudyk na trasie

Mateusz Rudyk podczas jazdy

Wielu ludzi widzi jednak właśnie w tobie bohatera. Udowodniłeś, że można osiągnąć sukces mimo przeciwności losu.

Miło, że ludzie upatrują we mnie bohatera, choć – jak wspomniałem – ja się nim nie czuję. Chciałem pokazać, że mimo tych wielu przeciwieństw losu można swoją ciężką pracą i determinacją gdzieś zajść. W sporcie jest jak w codziennym życiu. Nieraz wszystko nam się układa, a zaraz sprawy mogą się pokomplikować. Ale to właśnie wtedy, gdy jest ciężko trzeba walczyć do samego końca.

Dla wielu staniesz się pewnym symbolem.

Może nie symbolem, a człowiekiem, który mimo swojej choroby i różnych sytuacji losowych nie poddał się i walczył, i dalej walczy do końca.

A tobie nie przeszło wtedy w Pruszkowie przez głowę „no i co cholerna cukrzyco!”?

Po tym jak wygrałem swój bieg o brązowy medal cukrzyca zeszła na dalszy plan. Cieszyłem się z tego co osiągnąłem. Z cukrzycą nauczyłem się żyć i wiem, że jak na razie będzie ze mną do końca życia. Chyba, że nastąpi jakiś przełom w medycynie i znajdą sposób na jej uleczenie.

Gdy rozmawialiśmy przed dwoma laty mówiłeś, że choroba przeszkadza ci w takim codziennym treningu. Wciąż przechodzisz ten sam rytuał?

Niestety cukrzyca nie pomaga mi ani w życiu codziennym, ani tym bardziej w treningach. Zamiast skupić się na samym treningu muszę też myśleć, aby wszystko kontrolować z cukrzycą. Każdy błąd w prowadzeniu cukrzycy może później zaważyć jak będzie wyglądać mój trening. W dalszej perspektywie może też przeszkodzić w rywalizacji już na zawodach. Dlatego musiałem nauczyć się z nią żyć oraz trenować wyczynowo kolarstwo torowe.

Nauczyłeś się z nią żyć, również poprzez nauczenie się szacunku do choroby?

Pewnie tak. Jest to nierozłączny element mojego życia i tylko ode mnie zależy jak to moje życie z tą chorobą będzie wyglądać. Dlatego bardzo ważne jest dobre prowadzenie cukrzycy, aby nie odbijało się to później na moim zdrowiu.

Dwa lata temu powiedziałeś mi, że sportowiec musi umieć wygrywać. Ty już umiesz?

Każdy sportowiec musi nauczyć się wygrywania oraz przegrywania. Nie zawsze jest się tym najlepszym i się wygrywa. Na pewno wygrywanie jest tym czymś milszym dla sportowca. Jeszcze może nie zostałem mistrzem świata ani medalistą Igrzysk Olimpijskich, ale na pewno ten brązowy medal mnie dowartościował.

Mateusz Rudyk po wygranej

Mateusz Rudyk świętuje sukces /fot. archiwum – materiały prywatne Mateusza Rudyka/

Zapewne zaraz dodasz, że przed tobą jeszcze bardzo wiele pracy.

Niestety tak. Przede mną dalej ciężka praca, aby być coraz lepszym i żeby w przyszłym roku w Tokio stanąć na tym wymarzonym podium.

Wiesz, że jesteś pierwszym Polakiem, który zdobył medal w sprincie?

O tym, że żaden Polak nie zdobył medalu w sprincie wiedziałem już przed mistrzostwami.

Jakie to uczucie przejść do historii i to jeszcze przed własną publicznością?

Fantastyczne! Trudno to wszystko opisać słowami. Jesteś pierwszym Polakiem, który zdobywa medal w sprincie, a dodatkowo dokonuje tego u siebie. Niesamowite. A w dodatku na trybunach była moja rodzina i dziewczyna, którzy mogli się cieszyć razem ze mną z tego sukcesu.

Nie zapytam czy ten sukces cię napędzi, bo to oczywiste, ale powiedz do czego może cię napędzić?

Uwierzyłem bardziej w swoje siły i mam nadzieję, że ten medal napędzi mnie do jeszcze cięższej pracy. Wszystko po to by kiedyś zostać tym mistrzem świata i zdobyć medal na Igrzyskach Olimpijskich.

Dwa lata temu mówiłeś, że marzy ci się medal mistrzostw świata. Zdobyłeś go. O czym marzy teraz Mateusz Rudyk?

Medal Mistrzostw Świata zdobyłem na razie brązowy, więc teraz zostaje mi się poprawiać, a najlepiej zostać tym mistrzem świata. Takim największym marzeniem jednak natomiast złoto na Igrzyskach Olimpijskich!

Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.

Więcej w Długie rozmowy