Znajdź nas

Inne

Marcin Gienieczko – człowiek z żelaza

Marcin Gienieczko jako pierwszy w historii dokonał podwójnego przejścia pieszo gór Mackenzie na dystansie 990 km. Na nartach przeszedł 600 km rzeką Kołymą w temperaturze minus 50 stopni celsjusza. Opłynął kajakiem Półwysep Kolski, a w canoe przepłynął Amazonkę na dystansie 5980 km. W tym roku zajął 2. miejsce w najdłuższym wyścigu na świecie na canoe – YUKON 1000. Przepłynął 1600 km w 7 dni, 9 godzin i 30 minut. Jego wyniki publikuje Polski Komitet Olimpijski. Ukończył również jako pierwszy człowiek w historii wyścig Yukon River Quest. Dokonał tego dwuosobową łódką płynąć solo.

Marcin Gienieczko podczas wyprawy / fot. archiwum własne

Marcin Gienieczko był kapitanem łodzi Independent Poland na cześć 100-lecia odzyskania niepodległości. Aktualnie przygotowuje się do przejścia w poprzek Antarktydy przez Biegun Południowy na 100-lecie istnienia Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Redakcja „Magazynu Sportowiec” będzie śledzić jego poczynania. Podróżnik, który od wielu lat zajmował się dziennikarstwem, postanowił tylko dla nas publikować swoje dokonania. Marcin Gienieczko będzie też zamieszczał wywiady i opisywał przeżycia innych sportowców w zakresie sportów ekstremalnych. Na samym początku opisuje, jak to się stało, że pokochał pływanie na canoe i jest najlepszym Europejczykiem w długodystansowym pływaniu na takim modelu łódki.

Marcin Gienieczko pije

Marcin Gienieczko podczas wyprawy na canoe /fot. archiwum prywatne/

Jak się zaczęło, to trzeba skończyć

Był rok 2016. Dokonałem po raz pierwszy w historii podwójnego sportowego przejścia gór Mackenzie na dystansie 990 km, co trwało 44 dni. Trasa wiodła od indiańskiego miasteczka Ross River do miasteczka Norman Wells nad rzeką Mackenzie. Po trzech dniach odpoczynku w Norman Wells, w trakcie których leczyłem ramiona poranione podczas przeprawy przez dziewicze rejony góry Blue Mountain, powróciłem na szlak wraz z kolegą z Yellowknife – Rupertem Dook’iem. Dotarliśmy do celu po 16 dniach intensywnego marszu. Dzienny dystans wynosił od 20 do 38 km.

Zdecydowałem się na takie długie przejście, gdyż miałem do dyspozycji specjalnie wykonany wózek, który służył mi do transportu żywności oraz sprzętu. Tym samym nie musiałem organizować zrzutów prowiantu z samolotu lub helikoptera na tak sporym i wymagającym terenie. Pierwszy trawers z Ross River do Norman Wells pokonałem samotnie w 25 dni pokonując 610 km. Wybrałem najbardziej wymagający wariant drogi, przez legendarną górę Blue Montain. .

Po przejściu samotnie 610 km miałem tak bardzo „dobite” ramiona, że pielęgniarka w niewielkim ośrodku zdrowia w Norman Wells odradziła mi pokonania drugiego trawersu. Jednakże wiedziałem, iż muszę iść. To było silniejsze ode mnie. Chciałem sprawdzić jak moja psychika znosi ból, cierpienie, wysiłek, samotność. Pragnąłem też przeanalizować kwestie techniczne, np. spalanie benzyny itp. W trakcie tej wyprawy schudłem 14 kilogramów. Było to trudne wyzwanie, ale dowiedziałem się wtedy, iż mogę podejmować kolejne wyzwania.

Nim jednak to się stało, znalazłem się w stolicy Yukon Terytrium. Tam odwiedziłem zaprzyjaźnioną firmę, dla której wcześniej pracowałem jako przewodnik na rzece Yukon. Przypomniały mi się dawne czasy. Równo 15 lat temu przepłynąłem cały Yukon pontonem. Później przebrnąłem przez takie rzeki jak: Mackenzie, Lenę, Rio Napo czy system rzeczny Amazonki.

Dlatego postanowiłem, że wystartuję w legendarnych wyścigach Yukon River Quest i Yukon 1000. Czego oczywiście dokonałem w ciągu jednego miesiąca. Więcej o mojej przygodzie na rzecze Yukon będziecie mogli przeczytać w relacji, która ukaże się w niedzielę.

Marcin Gienieczko

Marcin Gienieczko podczas wyprawy  /fot. ANDERSON SILVA / AG.  archiwum prywatne/

Sukces polskiego canoe

Był to znaczący sukces w canoeingu, gdyż w ciągu jednego miesiąca zrealizowałem dwa wyścigi dwuosobową łódką, zarówno solo i w tandemie. Jako kapitan zespołu Independent Poland czułem olbrzymią radość. Dla mnie to było ukoronowanie mojej kariery. Tym samym zakończyłem oficjalnie pływanie na canoe.

Był to też pierwszy taki sukces w historii europejskiego canoe. Jednocześnie tym wyścigiem obroniłem siebie, swoją pasję i swoje pomysły. Osobiście wiem na co mnie stać, czego potrafię dokonać i jak angażować się w różne idee.

Co dalej?

Wracam do projektu „Droga na Biegun”. Moim celem jest samotny trawers Antarktydy przez Biegun Południowy. Nim to się stanie, muszę dokonać podwójnego trawersu Grenlandii w przyszłym roku. Czy będzie to możliwe? Wszystko zależy od mojej rodziny, czy mi na to pozwoli. Wszak rodzina jest najważniejsza, nie chcę aby moje męskie sportowe ambicje stały jedynie na pierwszym miejscu. Potrzebne jest również wsparcie finansowe. Koszt takiego projektu to 500 tysięcy złotych. Sam lot na punkt startu na Antarktydzie to kwota około 70 tysięcy dolarów! Jestem nieoficjalnym mistrzem świata w optymizmie, więc wierzę, że mi się uda.

Więcej w Inne