Znajdź nas

Długie rozmowy

Sensacja z Polski. Julia Kowalczyk: Nikt nie spodziewał się, że zajdę tak daleko

Tego medalu mało kto się spodziewał. Julia Kowalczyk zadziwiła jednak świat, stając na podium mistrzostw świata w Tokio. Nasza judoczka na swojej drodze pokonała utytułowane zawodniczki, a o mały włos nie wyeliminowałaby mistrzyni świata. „Cieszę się, że sprawiłam taką niespodziankę” – mówi „Magazynowi Sportowiec” Julia Kowalczyk i wyjaśnia jak w zdobyciu medalu pomogła jej piosenka „Africa”.

Julia Kowalczyk
Julia Kowalczyk

Przemysław Paszowski: Po powrocie do Polski była jakaś feta?                                                                      Julia Kowalczyk: Na świętowanie w gronie rodzinnym przyjdzie jeszcze czas. Wróciłam do Polski w zasadzie nazajutrz po zawodach. Zastałam pusty domu, bo moi rodzice zostali w Japonii.

Tata bardzo przeżywał twoje starty.

Trudno nie reagować emocjonalnie w takich sytuacjach (śmiech). Bardzo się cieszę, że rodzice byli ze mną w Tokio. Są moją podporą i wspierają mnie niezależnie od tego czy osiągam sukcesy.

Gdy zostałaś młodzieżową mistrzynią Europy w klubie otrzymałaś torcik. Teraz też był jakiś prezent?

Jeszcze nie byłam w klubie. Poza tym praktycznie wszyscy są teraz pochłonięci swoimi obowiązkami, więc chyba też tam nikogo nie ma.

Z tego miejsca więc apelujemy: szanowne władze klubu, po powrocie do treningów torcik dla Julii musi być!

(śmiech) Dokładnie tak!

Może chociaż trochę poświętujesz na wakacjach?

Taki jest plan. Będzie to naprawdę długo wyczekiwany wypoczynek.

Możemy zdradzić tajemnicę, że już na tych wakacjach jesteś.

To prawda. Wraz z przyjaciółmi poleciałam do Portugalii, a konkretnie do Lizbony.

Jedak ciągnie cię do słońca?

(śmiech) Pewnie, że tak. Dobrze, że jeszcze go trochę złapię.

Wypoczynek na plaży czy raczej aktywnie?

Połączenie tego i tego. Ja jestem osobą, która uwielbia zwiedzać i poznawać nowe miejsca. Wobec tego na pewno będę w ciągłym ruchu. Nie pamiętam wakacji, podczas których leżałabym na plaży. Muszę coś robić. Nie usiedzę na miejscu.

Julia Kowalczyk w Tokio

Julia Kowalczyk podczas medalowej akcji

Ale rozumiem, że treningów judo tam nie będzie?

Na pewno nie (śmiech).

Medal jest już na jakimś honorowym miejscu czy leży w jakimś pudle?

Nie no, jakbym mogła! Medal na pewno zawiśnie w jakimś honorowym miejscu. Ale muszę przyznać, że na razie gdzieś jeszcze krąży. Każdy chce go dotknąć i czerpać z niego moc.

Ale wzorem innych sportowców nie sypiasz z medalem?

(śmiech) Aż tak to nie.

Śnią ci się jeszcze po nocach walki z Tokio czy już tego nie przeżywasz tak emocjonalnie?

Nie, już nie. Troszeczkę już ochłonęłam. Doszłam do siebie. Muszę jednak przyznać, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Po prostu ekscytuję się wszystkim. Czuję w sobie ogromną dawkę pozytywnej energii.

>> PRZECZYTAJ JAK JULIA KOWALCZYK ZDOBYWAŁA MEDAL

Wiem, że przed walkami słuchasz muzyki. Czego słuchałaś w Tokio, że tak świetnie walczyłaś?

Może wyda ci się to zabawne, ale słuchałam na okrągło trzech piosenek.

Zdradzisz tytuły czy to tajemnica?

No nie wiem (śmiech).

Będę nalegał.

Przekonałeś mnie! Jedna piosenka to była „Africa” Toto, następnie przeróbka „Something Just Like This”, a tytułu trzeciej nie pamiętam.

Czyli chyba na spokojnie.

„Africa” rzeczywiście tak, ale dwa pozostałe utwory to były remiksy, więc mogłam się pobudzić. Oczywiście sprawa doboru piosenek to sprawa indywidualna, ale ja wolę trochę mocniejsze rytmy, aby się nabuzować przed walką.

Julia Kowalczyk

Julia Kowalczyk przed walką

Gdy w dniu zawodów wstałaś z łóżka to wiedziałaś, że to będzie twój dzień?

Czasem miewam takie przeczucia, ale w tym dniu nie czułam czegoś takiego. Nie byłam jakoś spięta, jakbym nie zdawała sobie sprawy, że są to zawody tak wielkiej rangi. Podeszłam do tego startu zupełne spokojnie, bez stresu. Myślę zresztą, że ta zimna głowa pomogła mi w osiągnięciu sukcesu.

Ta zimna głowa, o której mówisz, to jest cecha wrodzona czy wypracowany element?

Myślę, że to moja osobista cecha. Zawsze miałam takie samo podejście. Nigdy jakoś nie panikowałam przed walkami.

W Tokio nie miałaś dobrego losowania, co zazwyczaj w przypadku naszych judoków kończy się klapą. Ale widać, że podeszłaś do rywalki bez żadnych obaw.

Trudno mówić o dobrym losowaniu na mistrzostwach świata. Startuje tu jednak elita. Ja do każdej walki podchodziłam bardzo spokojnie. Nie zastanawiałam się, co może się stać, jeśli wygram lub przegram. Nie wpływały na mnie poprzednie walki. Koncentrowałam się głównie na bieżących zadaniach. Często takie myślenie na przód powoduje, że tracimy koncentrację i przegrywamy z mało wymagającymi zawodnikami.

Czyli, gdy dowiedziałaś się, że w ćwierćfinale trafisz na mistrzynię świata Tsukasę Yoshidę to nie pomyślałaś „no to pozamiatane”?

Zupełnie nie. W ogóle nie odczuwałam wyższości Yoshidy, mimo klasy tej zawodniczki. Jedyny kłopot jaki miałam, to fakt, że nie mogłam opracować do niej planu. Nigdy wcześniej z nią nie walczyłam ani na zawodach, ani na obozach. Widziałam oczywiście wiele jej starć, ale taką rywalkę trzeba poczuć, aby móc ją rozszyfrować. W związku z tym wyszłam do tej walki z nastawieniem „zobaczymy co się stanie, jak złapiemy się w uchwycie”.

Kilkanaście sekund przed końcem prowadziłaś i… no właśnie. Co się wydarzyło, że Japonka zdołała wyrównać?

Yoshida poleciała na waza-ari i musiała jakoś zareagować. To bardzo doświadczona zawodniczka, która ma szeroką gamę niezwykle skutecznych technik. Jestem przekonana, że wielokrotnie ćwiczyła na treningach sytuację, gdy na kilkanaście sekund przed końcem przegrywa i musi zastosować jakąś technikę. I niestety tę wiedzę wykorzystała. Ta walka nie skończyła się pomyślnie dla mnie. Mam świadomość, że mogłam wygrać i znaleźć się w półfinale. Jednak mimo tej porażki cieszę się, że byłam w stanie z wielką motywacją walczyć dalej. To nie wpłynęło na mnie negatywnie, a wręcz przeciwnie.

Po tej walce w Polsce pojawiły się spore kontrowersje. Sugerowano, że sędziowie trochę naciągnęli punkty Japońce, a to ty powinnaś triumfować. Zgadzasz się z tą oceną?

Bardzo nie lubię takiego analizowania. Nie ma co zwalać na sędziów. Oglądałam tę walkę i moim zdaniem sędzia słusznie przyznał punkty Japońce. Temat uważam za zamknięty.

Potem w repasażu stoczyłaś znów bardzo długi i męczący pojedynek, z drugą dogrywką.

Z Darią Meżecką spotkałam się na Igrzyskach Europejskich w Mińsku. Wówczas szybko przegrałam i w Tokio chciałam jej za wszelką cenę pokazać, że nie ma ze mną tak łatwo. To była faktycznie bardzo długa walka, ale byłam dobrze przygotowana kondycyjnie. Wydaje mi się, że to był klucz do sukcesu, bo Rosjanka pod koniec nie wyglądała tak dobrze jak ja. Bardzo cieszę się, że pokonałam mistrzynię Europy, bo to dla mnie sygnał, że potrafię wygrywać z najlepszymi.

Julia Kowalczyk

Julia Kowalczyk to duża nadzieja polskiego judo /fot. instagram Julii Kowalczyk/

W walce o brąz z Iweliną Iliewą zmęczenie dawało się już we znaki? Trochę wolniej się poruszałaś na tatami.

Na pewno tak długie walki i dwie dogrywki wpłynęły na mnie. Byłam jednak mocno nabuzowana i miałam ogromną chęć na zdobycie tego medalu. Mniejszy ruch na tatami wynikał natomiast z zupełnie innego stylu walki Bułgarki. Iliewa bardzo mocno stoi na nogach i jest niezwykle silna fizycznie. Musiałam się więc jakoś dostosować.

Ale długo nie mogłaś znaleźć na nią sposobu. Końcówka znów była dramatyczna.

Miałam problem znaleźć swoje miejsce na tatami. Nie miałam pomysłu na Bułgarkę. Ale pod koniec walki, gdy osłabła, wyczułam moment i przeprowadziłam decydującą akcję.

Jeden z bardziej poruszających momentów, to ten gdy zaczynasz płakać. Niekontrolowany upust emocji?

Dokładnie. W takiej sytuacji się po prostu nie myśli. Człowiek nawet nie wie, gdzie jest. Wszystko jest poza kontrolą. Refleksje przyszły zdecydowanie później. Na początku było wielkie niedowierzanie i przypominanie sobie, co zrobiłam. Gdy czekałam na dekorację, siedziałam obok takich zawodniczek jak Yoshida czy Rafaela Silva. Nie mogłam uwierzyć, że jestem w takim gronie. A jednak to była prawda! Na pewno nikt nie spodziewał się, że zajdę tak daleko. Cieszę się, że sprawiłam taką niespodziankę.

Sporym problemem naszego judo jest powtarzalność. Twój medal to był jednorazowy przypadek czy uda się na stałe zadomowić w czołówce? Wielu kibiców zadaje sobie to pytanie.

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Po wynikach widzę jednak, że wciąż się rozwijam i wchodzę po kolejnych szczeblach kariery. Jestem jeszcze młodą zawodniczką. Na pewno nie będę zwalniała tempa, bo mam swoje cele i marzenia. Mam nadzieję, że dzięki ciężkiej pracy udowodnię, że medal w Tokio nie był przypadkiem.

Rafał Kubacki w głośnym wywiadzie „Sąd nad polskim judo”, zwracał uwagę, że kłopotem naszych judoków jest mały wachlarz technik. Nie boisz się, że rywalki po tym sukcesie będą potrafiły cię rozczytać?

Wielokrotnie startowałam na zawodach międzynarodowej, więc te zawodniczki doskonale mnie znają. To nie jest tak, że zaszłam tak daleko, bo nikt o mnie nie słyszał. Chcę jednak zaznaczyć, że wciąż pracuję nad nowymi technikami. Ważne jest też to, aby doskonalić te, które się ma. Często się o tym zapominamy, a istotne jest to, żeby umieć zastosować je na różnorakich przeciwnikach.

Ile godzin dziennie trenuje Julia Kowalczyk?

Na zwykłym zgrupowaniu mamy tych treningów trzy, czasami cztery. Nie każda jednostka treningowa jest oczywiście bardzo intensywna, ale zajmuje to dużo czasu. Na obozach międzynarodowych mamy zazwyczaj dwa treningi dziennie.

Jak wracasz do pokoju to masz jeszcze na coś czas czy marzysz tylko o spaniu?

Wtedy myśli się o tym, żeby coś zjeść i pójść spać. A ja muszę jeszcze znaleźć czas na naukę, bo studiuję.

Julia Kowalczyk

Julia Kowalczyk treningi łączy ze studiami /fot. instagram Julii Kowalczyk/

Po twoim sukcesie w mediach społecznościowych pojawiły się komentarze, że należy ci zapewnić jak najbardziej komfortowe warunki na uniwersytecie. Czy teraz trudno było godzić te dwie rożne dziedziny?

Studiuję fizjoterapię, przez co dosyć trudno jest mi pogodzić naukę z trenowaniem. W ramach studiów mamy bardzo dużo praktyki. Sporo jest zajęć klinicznych w szpitalach na całym Śląsku. Gdy jestem w domu to naprawdę mam bardzo intensywny okres nadrabiania zaległości. Posiadam co prawda indywidualny tok studiów, ale to nie rozwiązuje wszystkich problemów.

Czy w takiej sytuacji nie pojawia się takie przemęczenie psychiczne? Ono zawsze ma związek z monotonią.

Przemęczenie psychiczne rzeczywiście się pojawia. Ale kocham judo! Kocham trenowanie! Kocham zdobywanie medali! Mimo że wysiłek jest przeokrutny to judo sprawia mi frajdę i przynosi wiele radości.

Kocham zdobywać medale”… To bardzo kapryśne uczucie, a czasem nawet nieodwzajemniona.

To prawda. Czasem mimo ciężkiej pracy nie udaje się osiągnąć oczekiwanych wyników. Ale trzeba bardzo mocno wierzyć i szukać przyczyny takiego stanu rzeczy.

A ciebie porażki frustrują?

Nie. Traktuję porażki jako rzecz konieczną. One wiele potrafią nas nauczyć, jeśli chcemy wyciągnąć z nich wnioski. Tylko dzięki porażkom jesteśmy w stanie zobaczyć nasze błędy i coś poprawić.

Czyli, gdy wracasz do pokoju to go nie demolujesz? (śmiech)

(śmiech) Złość zawsze jest, ale nigdy nie trwa długo.

Hotelarze mogą więc spać spokojnie. Nie zdemolujesz im hotelu.

(śmiech) Dokładnie.

Dwa lata temu mówiłaś, że twoim celem jest medal olimpijski, ale mierzysz bardziej w Paryż. Czy po tym sukcesie rewidujesz jakoś swoje plany?

Zdecydowanie. Ostatnie wyniki pokazują, że jestem w stanie nie tylko walczyć o kwalifikacje do Tokio, ale nawet o medal.

Czyli za rok, w tym samym miejscu słuchamy Mazurek Dąbrowskiego?

Nie mogę tego obiecać. Ale obiecuję, że zrobię wszystko, aby tak się stało!


Julia Kowalczyk. Judoczka. Brązowa medalistka mistrzostw świata w Tokio. Młodzieżowa mistrzyni Europy z 2018 roku. Julia Kowalczyk startuje w kategorii do 57 kg.

Dziennikarz radiowy i telewizyjny. W latach 2013-2016 redaktor naczelny portalu Juventum.pl Autor powieści "Pragnę, Kocham, Nienawidzę". Sport to dla niego nie tylko wyniki i zwycięstwa, ale wartości, które za sobą niesie.

Więcej w Długie rozmowy