Znajdź nas

Długie rozmowy

Najszybszy polski narciarz w historii. Jędrzej Dobrowolski: Nie chcę mówić o zakończeniu kariery

Jędrzej Dobrowolski jest aktualnym rekordzistą Polski w narciarstwie szybkim. W 2016 roku w francuskim Vars zjechał z prędkością 244,233 km/h. Na początku 2018 roku, po 10 latach startowania w Pucharze Świata, ogłosił zawieszenie kariery. „W życiu różnie może być. Może będą lepsze okoliczności i wrócę do tego” – deklaruje.

Jędrzej Dobrowolski ski speed
Jędrzej Dobrowolski po rekordowym zjeździe w Vars / fot. https://www.youtube.com/watch?v=Col5ZHfxMWc

Szymon Kastelik: O czym myśli człowiek, gdy zjeżdża 240 km/h na nartach?
Jędrzej Dobrowolski: Myśli o tym, żeby pędzić jak najszybciej (śmiech).

A nie odczuwa strachu?

Ja porównuję to trochę do skoków narciarskich. Gdy mówią mi, że moja dyscyplina jest szalona, to ja pytam się: czy jeżeli skoczek idzie na skocznię mamucią, to też jest szaleńcem? No właśnie nie. On to wypracował. Przeszedł pewne etapy. I ten strach gubi się gdzieś podczas kariery. To nie jest rzecz, której nie robiło się wcześniej. Zdobyłem już jakieś doświadczenie. Dlatego nie myślałem o strachu, ale o tym, żeby zdobyć jak najlepszy wynik. Aby wykonać swoje zadanie.

Na pewno Jędrzej Dobrowolski nie miał momentu przed jakimś startem, że powiedział sobie w duchu, iż jest to wariactwo? Zwłaszcza na początku kariery?

Takie coś pojawia się rano przed najszybszym startem. Kiedy otwiera się oczy, to wówczas człowiek zastanawia się po co to robi. Ale to szybko mija. Ponieważ zawodnik zaczyna się skupiać, aby np. ubrać się. Bo założenie sprzętu trwało czasami całą godzinę. Potem koncentruje się na szczegółach i o tym co ma zrobić.

Narciarstwo szybkie można nazwać walką z samym z sobą?

Na pewno z samym sobą. Bo ta dyscyplina polega na biciu rekordów. Więc zawodnicy próbują pokonywać swoje granice. To walka i praca nad sobą.

Zapytałem o czym myśli zawodnik podczas zjazdu, to zapytam co czuje po przekroczeniu mety?

Adrenalina jest duża. Oddech jest przyspieszony. Zjazd trwa kilkanaście sekund, a oddychamy jakbyśmy przebiegli maraton. Jednak warto zauważyć, że po przekroczeniu liny mety, trzeba jeszcze wyhamować. A to również nie jest łatwe zadanie.

Hamowanie jest tym momentem, aby uspokoić organizm?

Ja zawsze byłem bardzo spięty podczas hamowania, ponieważ wtedy jest ta największa prędkość. Nagle trzeba ją wytracić. To naprawdę trudny moment. Też nie ma za wiele miejsca, aby wyhamować. Dlatego trzeba szybko owładnąć tę prędkość. Oczywiście bezpiecznie, bo mnóstwo wypadków miało miejsca przy tym elemencie. Wystarczy nierówno rozłożyć ręce, ponieważ hamowanie odbywa się najpierw przez wykorzystanie oporu powietrza. Jeżeli wysuniemy jedną rękę zamiast dwóch, to nas przekręci. Jeżeli zawodnik wyprostuje się nagle, to przewróci się na plecy.

A ile miał pan wypadków w swojej karierze?

Jeden przy 160 km/h. Wtedy złamałem tylko nartę. Nie stało się nic więcej.

Nie myślał pan po tym, żeby dać sobie z tym spokój

Absolutnie nie.

Jędrzej Dobrowolski ski speed

Jędrzej Dobrowolski po rekordowym zjeździe w Vars / fot. https://www.youtube.com/watch?v=Col5ZHfxMWc

Dlaczego poświęcił się pan tej widowiskowej, ale również niebezpiecznej dyscyplinie sportowej?

Myślę, że wbrew pozorom ta dyscyplina nie jest tak niebezpieczna jak może się wydawać. Owszem, prędkości są gigantyczne. Dlatego istnieje pewne ryzyko. Chociaż nie sama prędkość jest groźna, a jej nagłe wytracenie. A w narciarstwie szybkim nie ma przeszkód po drodze, które nagle zatrzymują narciarza. Dlatego jeżeli upadnie się w miarę szczęśliwie, to po prostu zjeżdża się. Na przykład w narciarstwie alpejskim mamy siatki. Po wypadnięciu z trasy narciarz zatrzymuje się nagle. I różnie kończyło się to w historii. A czemu ja to wybrałem? Po studiach byłem spragniony sportu. Wcześniej trenowałem narciarstwo alpejskie. Ale miałem zbyt długą przerwę, więc droga do powrotu była zamknięta. Trochę dla zabawy pomyślałem sobie, iż fajnie byłoby pojechać szybciej. I tak to ruszyło.

I od czego zaczęło się?

Zaczęło się od pierwszych zawodów, na których pojechałem 183 km/h. Potem okazało się, iż w następnym sezonie są mistrzostwa świata. Pomyślałem sobie: kurcze, fajnie byłoby wziąć w nich udział. Na nich pojechałem 197 km/h. Wtedy zapragnąłem pojechać 200 km/h. I tak to się powoli nakręcało. Równocześnie wsiąkałem w to środowisko. Był moment, w którym dotarłem do 209 km/h i nie było za bardzo miejsca, w którym mógłbym pojechać szybciej. Już myślałem nad zakończeniem kariery, bo zatrzymałem się w rozwoju. Ale był to też moment, gdy trafiłem na podium Pucharu Świata. Uznałem koniec kariery za głupi pomysł.

To w jaki sposób Jędrzej Dobrowolski stał się rekordzistą?

I nagle otworzono trasę w francuskim Vars. Chciano zorganizować tam zawody speed masters, aby pobijać rekordy świata. Zostałem zaproszony jako jeden z 10 najlepszych narciarzy szybkich na świecie. Udało mi się pojechać bodajże 235 km/h. To było ogromne przeżycie. Nie miałem doświadczenia z takimi prędkościami, co budziło we mnie respekt. Ale jak miałem po pierwszych próbach wiedziałem, jak reagować i co robić podczas takich prędkości. Dlatego potem udało mi się pojechać 244 km/h.

Co jest najtrudniejszego w tym sporcie?

Ta dyscyplina polega na przyjęciu optymalnej pozycji i nie ruszaniu się. To jest bardzo trudne, ponieważ siły, które działają podczas zjazdu, są ogromne. Prędkość powoduje mocny opór powietrza. Obecne są też przeciążenia, nierówności, których nie widać i okazują się być bardzo trudne do ustania. Przy wypłaszczeniu wciska człowieka w ziemię. Powyżej 160 km/h narty nie suną już po śniegu. Tworzy się minimalna poduszka powietrzna. Więc w jakiś sposób zawodnik już leci.

Który występ zapadł panu najbardziej w pamięć.

Chyba ten najszybszy… chociaż nie! Półfinał był dla mnie najważniejszy. Bo musiałem dostać się do piątki najszybszych, aby otrzymać szansę na finał i zjechanie z samej góry. Co wiązało się z poprawą 242 km/h. Obsada była bardzo mocna. Jednak udało mi się. Byłem właśnie piąty. Wyrównałem dokładnie swój osobisty rekord, czyli wspomniane 242 km/h. Niesamowite emocje towarzyszyły mi wtedy, gdy wywalczyłem sobie możliwość poprawienia rekordu. Przejazd finału był bardzo trudny, bo dwukrotnie zabrało mi nartę. Raz prawą, raz lewą. Dlatego śmiałem się potem, że zatańczyłem po góralsku. To też dało mi do myślenia, że znów mogło być szybciej. I to jest problem w mojej osobie, że nigdy nie byłem zadowolony z moich startów. Zawsze widziałem coś, co mogło wpłynąć na wynik. Ale to dawało też mi motywację i wpływało na moją psychikę, bo wiedziałem, że zawsze mogłem pojechać szybciej.

Jędrzej Dobrowolski speed ski

Jędrzej Dobrowolski po rekordowym zjeździe w Vars / fot. https://www.youtube.com/watch?v=Col5ZHfxMWc

To dlaczego na początku tego roku ogłosił pan odejście od tego sportu, jeżeli głód rywalizacji był tak wielki?

W pewnym momencie zdałem sobie sprawę jakim kosztem to wszystko odbywa się. Miałbym jeździć tylko dla uśmiechu? To dyscyplina, w której startuje się głównie dla własnej satysfakcji, a nie dla nagród. Na najwyższym poziomie trzeba poświęcić naprawdę sporo czasu. Obliczyłem, że musiałbym 3/4 roku zajmować się tylko narciarstwem, żeby móc rzeczywiście atakować trójkę najlepszych. Jednak posiadam również inne możliwości spędzania czasu. Ponadto mam rodzinę. Stwierdziłem, że to nie kalkuluje się. Jestem usatysfakcjonowany karierą, bo zrobiłem naprawdę dużo. Ale żeby w to iść jeszcze bardziej, musiałyby być odpowiednie warunki. A tych warunków na razie nie ma.

To zakończenie czy zawieszenie kariery?

Ta dyscyplina pozwala na powrót. Z różnym skutkiem, ale furtka jest otwarta. Nie chcę mówić o zakończeniu kariery. Ponieważ w życiu różnie może być. Może będą lepsze okoliczności i wrócę do tego.

Nie da się znaleźć odpowiednich sponsorów?

Myślę, że jest to dosyć mało medialny sport. Chociaż inaczej. Stał się mało medialny, bo w latach 90-tych święcił swoje triumfy. Zawodników było wtedy kilkuset i to zupełnie inaczej wyglądało. Dzisiaj nie ma pieniędzy w tym sporcie. Nie jest też nigdzie transmitowany na szerszą skalę. Ale miałem swoich prywatnych sponsorów. Współpraca była udana. Ale nie były to pieniądze, za które można było zarówno uprawiać narciarstwo szybkie, jak i wyżyć. Miałem też regularną pomoc od PZN.

Nie tęskni pan za narciarstwem?

Patrzę na to, jako na coś wspaniałego w moim życiu. Dużo mnie nauczył ten sport. Nikt mnie nie przygotowywał. Sam dochodziłem do pewnych wniosków na zasadzie prób i błędów. Też sam modyfikowałem swój sprzęt. Co też było świetną przygodą. Poznałem też wielu ciekawych ludzi. Dlatego też dobrze to wspominam.


Jędrzej Dobrowolski wszedł w skład plebiscytu „Magazynu Sportowiec” na Złotą Trzynastkę 2018 roku, w którym wybrani zostaną najlepsi polscy sportowcy kończącego się roku.

Więcej w Długie rozmowy