Magazyn Sportowiec – wywiady, analizy, komentarze sportowe

Polska mistrzyni we wspinaczce na czas. Aleksandra Rudzińska: To moje największe osiągnięcie

Aleksandra Rudzińska na zawodach wspinaczki sportowej na czas

Szymon Kastelik: Na początku chciałbym pogratulować Mistrzostwa Świata. Co ono dla pani znaczy?

Aleksandra Rudzińska: Chyba przede wszystkim znaczy to, że w końcu spełniłam takie swoje największe marzenie i osiągnęłam cel, który kiedyś obrałam jeszcze jako juniorka.

Można powiedzieć, że to koronacja kariery?

Owszem. To moje największe osiągnięcie. Ponieważ trzykrotnie wygrywałam Mistrzostwo Świata Juniorów, ale przecież celem każdego zawodnika jest to, aby wygrywać w rywalizacji seniorów.

Jakie emocje odczuwała złota Aleksandra Rudzińska podczas wysłuchania Mazurka Dąbrowskiego?

Ogromne wzruszenie, to była moja pierwsza reakcja. Mówiąc szczerze już po wejściu do ścisłego finału, gdy wiedziałam, że będę przynajmniej druga, pojawiły się pierwsze łzy i nastał moment uwolnienia emocji, które siedziały gdzieś głęboko we mnie. Potem nastała olbrzymia radość.

Nie było momentu dekoncentracji po wejściu do ścisłego finału, gdy wiedziała pani o pewnym medalu i jeszcze na dodatek musiała rywalizować pani z rodaczką?

Nie. Miałam już nastawienie, że został mi tylko ten ostatni bieg i nie pozwolę sobie tego odebrać, bo jestem blisko i to jest mój dzień. A to, że biegłam z rodaczką nie miało żadnego większego znaczenia. Moim celem jest wyjść i pobiec bezbłędnie, szybko i wyłączyć czas na górze. Oczywiście, być może trudniejsze było to, że z Anią Brożek znamy się prywatnie i czasami trenujemy razem czy też rywalizujemy w zawodach ogólnopolskich. Ale sama świadomość, iż do Polski pojedzie srebrny i złoty medal była bardzo pozytywna w tym aspekcie rywalizacji. I dlatego obie byłyśmy dobrze zmotywowane do finałowego biegu. Chciałyśmy pokazać w nim, co potrafimy.

Spodziewała się pani, że właśnie w tym roku zrealizuje się to największe marzenie? Czy jednak jest jeszcze pani zaszokowana całą tą sytuacją?

Do Innsbrucka jechałam z nastawieniem na wygraną. Wszystkie moje myśli były skierowaną w tę stronę. Wiedziałam, że fizycznie jestem przygotowana świetnie i że jeżeli wszystko pójdzie tak jak powinno pójść i nie dam zawładnąć się emocjami, to jestem w stanie wygrać.

Aleksandra Rudzińska na treningu wspinaczki sportowej na czas

Jak wyglądał okres przygotowawczy do tych mistrzostw? Na czym skupiła się pani najbardziej?

Okres przygotowawczy ruszył tak naprawdę ponad rok temu. Gdzieś po Mistrzostwach Świata w Paryżu w 2016 roku, kiedy zajęłam czwarte miejsce. Tliły się wtedy kolejne marzenia o mistrzostwie i że trzeba coś zrobić, aby je zdobyć. No i wtedy trochę nieświadomie rozpoczął się okres przygotowawczy. Od roku mocno trenowałam. Głównie na siłowni, cztery lub pięć razy w tygodniu, gdzie skupiałam się na sile, dynamice, mocy i na ogólnej sprawności ciała. I potem przekładałam to na ścianę wspinaczkową, na której trenowałam około trzy, cztery razy w tygodniu. Treningi miałam niemal codziennie i były to trudne wyzwania w połączeniu z pracą.

A co jest najtrudniejsze we wspinaczce sportowej na czas?

Chyba świadomość, że nie możemy popełnić błędu. Moim zdaniem, iż oprócz przygotowania fizycznego, musimy być przygotowani również mentalnie. Bo jeżeli będziemy fizycznie gotowi, ale głowa zawiedzie i nie zapanujemy nad emocjami oraz myślami, to wtedy zaczniemy popełniać błędy.

Trenuje pani w jakiś sposób mentalności czy raczej odporność psychiczna wychodzi z doświadczenia?

Wydaje mi się, że przez te jedenaście lat trenowania wspinania nauczyłam się pewnych swoich właściwości i sposobu zachowania. Znalazłam swój rytuał przed startem, który towarzyszy mi za każdym razem i daje poczucie wartości. Trudno wejść w konkurencję wspinania na czas i od razu wygrać zawody. Trzeba nauczyć się samego siebie i tego jak reagujemy na niektóre bodźce.

Wracając jeszcze do Mistrzostw Świata w Innsbrucku. W pierwszej piątce wspinaczki na czas znalazły się aż cztery Polki. Ta siła naszej reprezentacji wynikła z szczęśliwego trafu czy faktycznie będziemy dominować w tej konkurencji?

Polacy zawsze przewijali się w samej czołówce we wspinaniu „na czas”. W tym roku wszystko nam sprzyjało. Starsze pokolenie, do którego należę mimo dwudziestu czterech lat, jest doganiane przez to młodsze, czyli Aleksandrę Kałuckę, Natalię Kałuckę czy też Patrycję Chudziak. Te dwa mocne pokolenia spotkały się i to złożyło się na powstanie silnej kadry.

Aleksandra Rudzińska wygrywa kwalifikacyjny bieg mistrzostw świata 

Myśli pani, że ten sukces może zmienić coś w postrzeganiu wspinaczki sportowej w Polsce, a zwłaszcza w polskich mediach?

Mam taką nadzieję, że każdy nasz sukces, zwłaszcza na turniejach mistrzowskich, przyczyni się do tego, iż będzie coraz głośniej o tej dyscyplinie sportowej. Nawet nie o samych poszczególnych konkurencjach, ale ogólnie o wspinaniu, które za dwa lata wchodzi do programu Igrzysk Olimpijskich. Dlatego liczę na to, że osiągnięcia plus Igrzyska przyczynią się do rozwoju tego sportu w Polsce. Bo rzeczywiście przykre jest to, że jest bardzo cicho o sportach, w których mamy jakieś osiągnięcia.

Jak to w ogóle stało się, że Aleksandra Rudzińska postanowiła spróbować sił w tej wymagającej, lecz przynoszącej mało profitów majątkowych dyscyplinie sportowej?

Dzięki mojej starszej siostrze, która rozpoczęła treningi wcześniej ode mnie i przywoziła puchary, medale z zawodów Mistrzostw Polski. Patrzyłam z boku na nią, aż uznałam, że też chciałabym tak startować. I teraz już od kilku lat siostra jest moim trenerem. W dużej mierze jest to jej zasługa, że znajduje się tu, gdzie aktualnie jestem.

Siostra nie jest zazdrosna o wyniki?

Raczej nie, bo trenujemy w dwóch różnych konkurencjach. Ona skupia się bardziej na boulderingu, a ja skupiam się na czasówkach. Ponadto ona woli też wspinanie się po naturalnych skałach i w tym specjalizuje się, bo jest jedną z najlepszych zawodniczek w Polsce. Więc obie realizujemy się na swoich płaszczyznach i nie ma konfliktu interesów (śmiech).

Przed chwilą pozwoliłem powiedzieć sobie o małych profitach majątkowych, ponieważ musi pani łączyć treningi z pracą. Z tego powodu nie odczuwa pani momentów kryzysów, zwątpienia?

Miałam wiele takich kryzysów, ale znowu podkreślę rolę ludzi, którzy mnie otaczają. Ponieważ na przykład bez mojego narzeczonego, który jest moim trenerem od przygotowania motorycznego, trudno byłoby przejść przez te kryzysy i zwątpienia. Musiałam wstawać o szóstej rano i dzień kończyć o godzinie dwudziestej drugiej. Trenuję, mam dwie, a nawet trzy pracę. Uczę w szkole, jestem trenerem personalnym i trenuję młodych zawodników wspinaczki sportowej. Dlatego momentami trudno jest to wszystko pogodzić. Ale jak ma się odpowiednich ludzi wokół siebie i ich wsparcie, to ta pomoc jest budująca.

Czyli mimo wszystko, zwłaszcza w szkole, gdzie harmonogram pracy jest sztywny, wszyscy rozumieją pani potrzeby i nie przeszkadzają w karierze?

Pracodawcy, na których trafiałam w szkole są bardzo przychylni, jeżeli chodzi o sport. I zawsze starają się mnie wspierać. Nigdy nie miałam problemu, aby dostać dodatkowe dni urlopu na czas zawodów.

Pani cel na przyszłość to Tokio 2020?

Trudno powiedzieć, bo jak wiemy na Igrzyska Olimpijskie wchodzi trójbój wspinaczkowy. Jest to połączenie trzech konkurencji: prowadzeń, boulderingu i czasówek. Przed nami czasówkarzami jest najtrudniejsze zadanie, ponieważ jesteśmy w dużym stopniu oderwani od tego pierwotnego wspinania i czeka na nas ogrom pracy. Przyszły sezon będzie decydujący o uzyskanie kwalifikacji na Igrzyska. Myślę, że troszeczkę bardziej celuję na mistrzostwa świata w przyszłym roku. W tym momencie nie ma nawet oficjalnego kalendarza federacji międzynarodowej, więc trudno powiedzieć, na czym skupiamy się i jakie są nasze cele?

To może po prostu zapytam, czego kibice mogą pani życzyć?

Chyba powodzenia i braku kontuzji.

________________

Aleksandra Rudzińska. Wspinaczkę sportową trenuje od 11. lat. Specjalizuje się we wspinaczce „na czas”. Trzykrotna mistrzyni świata juniorów. W tym roku zdobyła mistrzostwo świata seniorek.