Magazyn Sportowiec – wywiady, analizy, komentarze sportowe

Seria wielkich sukcesów siatkarzy i ogromne wyzwania. „W Tokio interesuje mnie tylko złoto”

Polscy siatkarze pierwszy duży sukces, a zarazem ten najbardziej nieoczekiwany, odnieśli w Lidze Narodów. W rozgrywkach tych zajęli trzecie miejsce. Trener Vital Heynen od początku mówił, że te rozgrywki nie są dla niego priorytetem, więc często rotował składem i sprawdzał różne warianty gry.

Mimo to Polacy z piątego miejsca awansowali do turnieju finałowego. Nie było to jednak do końca planowane i napsuło trochę krwi belgijskiemu szkoleniowcowi. Wszystko przez zgrupowanie w Zakopanem, na którym najlepsi zawodnicy przygotowali się do kwalifikacji olimpijskich. Do Chicago poleciał więc nie najsilniejszy skład, ale to wcale nie oznaczało, że słabszy.

W fazie grupowej Final Six biało-czerwoni wygrali po świetnych meczach z Brazylią i Iranem. Zaskoczyło to Vitala Heynena, który planował po fazie grupowej wrócić do Zakopanego. Został jednak z zespołem jeszcze na półfinał, a w nim nasi zawodnicy przegrali 1:3 z Rosją. Dopiero wtedy wsiadł w samolot, a na ławce zastąpił go Jakub Bednaruk.

Bez Heynena Polacy i tak błyszczeli i w meczu o brąz wygrali 3:0 z Brazylią. Najlepszym przyjmującym wybrano ponadto Bartosz Bednorza, który popadł później w niełaskę Belga.

>> MŁODZI TEŻ NA PLUS

Polscy siatkarze podczas Uniwersjady /fot. Paweł Skraba/

Lipiec okazał się szczęśliwy również dla naszej młodzieży. Świetnie spisała się zwłaszcza kadra Pawła Woickiego na Uniwersjadzie w Neapolu. Bartłomiej Lemański i spółka przeszli jak burza przez fazę grupową, nie tracąc nawet seta. Biało-czerwoni zdecydowanie pokonali Brazylijczyków, Francuzów, Irańczyków i Kanadyjczyków. W ćwierćfinale nasi reprezentanci rozgromili natomiast Chińskie Tajpej.

Pierwsze schody zaczęły się w półfinale. Tam podopieczni Pawła Woickiego trafili na Rosję. Spotkanie dostarczyło niezwykłych emocji. Zaczęło się jednak zgodnie z planem, bo od wygrania dwóch setów przez Polaków. Później Rosjanie okrzepli i nie byli już tak zagubieni. Mylić zaczęli się natomiast biało-czerwoni. W rezultacie rywale doprowadzili do wyrównania. Tie-break był niezwykle zacięty, a w dodatku Rosjanie cały czas prowokowali naszych siatkarzy, tańcząc i krzycząc. Polacy zagrali im jednak na nosie i odwrócili losy meczu. Wygrali 17:15.

Finał z Włochami był również niezwykle wyrównany. W pierwszym secie nasi zawodnicy nie dali nic do powiedzenia rywalom. W drugim prowadzili, ale stracili inicjatywę i ostatecznie przegrali. Kolejne dwie partie były na styk, a gra toczyła się do końca. Skończyło się więc na tie-breaku. W nim lepsi byli Włosi. To był piąty medal polskich siatkarzy w historii Uniwersjady.

Niedługo później brąz na mistrzostwach Europy minikadetów zdobyła drużyna prowadzona przez Ariela Fijołę. Nasi nastolatkowie w półfinale przegrali z Bułgarią, ale w meczu o brąz pokonali Czechów.

>> POLSCY SIATKARZE JADĄ NA IGRZYSKA

Przed sezonem trener Vital Heynen i nasi siatkarze podkreślali, że najważniejszą imprezą są kwalifikacje olimpijskie. To właśnie na gdański turniej biało-czerwoni przygotowali szczyt formy. Na kwalifikacje naszą kadrę wzmocnił już Wilfredo Leon, uważany za najlepszego siatkarza świata. Vital Heynen nie mógł natomiast skorzystać z usług kontuzjowanego Bartosza Kurka.

Początek turnieju kwalifikacyjnego był spacerkiem. Polacy nie dali żadnych szans najsłabszej drużynie imprezy Tunezji, pokonując ją pewnie 3:0. Najwięcej emocji miał dostarczyć drugi mecz, w którym rywalem biało-czerwonych byli Francuzi. Prognozowano, że będzie to spotkanie niemal do ostatniej kropli krwi, tymczasem było o wiele łatwiej. Francuzi nie byli w stanie zatrzymać doskonale dysponowanych Polaków i ulegli gładko 0:3.

W tym momencie podopieczni Vitala Heynena potrzebowali tylko kropki nad i. Mistrzowie świata postawili ją w trzecim meczu ze Słoweńcami. Mimo porażki w pierwszym secie, nasi reprezentanci wygrali 3:1 i zapewnili sobie udział w piątych Igrzyskach z rzędu.

>> BRĄZ Z LEKKIM NIEDOSYTEM

Polscy siatkarze podczas mistrzostw Europy

Po kwalifikacjach olimpijskich polscy siatkarze mogli nieco odetchnąć. Ale nie na długo, bo wkrótce rozpoczęły się mistrzostwa Europy. Wyjątkowe, bo po raz pierwszy wzięło w nich udział aż 24 zespołów. Wpłynęło to niestety na poziom imprezy, który znacząco się obniżył.

Przez fazę grupową biało-czerwoni przeszli koncertowo tracąc raptem jednego seta z Estonią. Spotkanie z Holandią miało być z kolei hitem, a okazało się banalną przeprawą. Mistrzowie świata nie mieli też żadnych kłopotów z Ukrainą, Czechami i Czarnogórą. Największym wyzwaniem w tych spotkaniach była koncentracja.

W 1/8 Polacy trafili na Hiszpanię, której dawny blask już przeminął. Zgodnie z przewidywaniami, biało-czerwoni nie mieli specjalnych trudności i wygrali pewnie 3:0. Ciekawiej miało być w ćwierćfinale, bo tam rywalami mistrzów świata byli Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzi nie byli jednak w stanie ugrać choćby seta.

Polscy siatkarze awansowali do półfinału, gdzie czekali na nich już Słoweńcy. Stało się jasne, że z Holandii nasi zawodnicy będą musieli polecieć do Lublany. Okazało się to trudniejsze niż można było przypuszczać, bo słoweńskie linie lotnicze zdecydowały się strajkować i nasza drużyna została uziemiona. Ostatecznie interweniował premier Mateusz Morawiecki, który wysłał po siatkarzy państwowy samolot.

Reprezentanci Polski dotarli więc bez przeszkód do Lublany, ale przeszkody pojawiły się na boisku. Biało-czerwoni w słoweńskim kotle byli kompletnie zagotowani i nie przypominali drużyny z wcześniejszych meczów. Słoweńcy wygrali ten mecz 3:1 i potwierdzili, że na Euro mają na nas patent. Polaków pokonali już trzeci raz z rzędu.

Podopieczni Vitala Heynena z Lublany udali się do Paryża. Tam nie pozostawili już złudzeń co do tego, że porażka ze Słowenia była wypadkiem przy pracy. Biało-czerwoni po świetnym meczu pokonali 3:0 Francję i sięgnęli po brązowy medal. Do drużyny gwiazd turnieju trafił natomiast Wilfredo Leon.

>> MORDERCZY TURNIEJ 

Litości dla polskich siatkarzy nie miała FIVB, która ustaliła kalendarz gier w sposób skandaliczny. W sobotę biało-czerwoni zagrali o brąz mistrzostw Europy, a we wtorek rozpoczęli już zmagania w Pucharze Świata w Japonii. Vital Heynen mógł skorzystać z szerokiego składu, ale oburzenie polskiego obozu było uzasadnione.

W pierwszych dwóch meczach Belg, wspierany przez Jakuba Bednaruka zdecydował się postawić na zmienników. Ci spisali się znakomicie, pokonując 3:0 Tunezję i 3:1 Japonię. W meczu z gospodarzami do składu po długiej przerwie wrócił Bartosz Kurek. Później grali już głównie ci najbardziej doświadczeni.

W trzecim meczu Polacy przegrali 1:3 z USA, ale później szli jak burza. Wygrali kolejno z Argentyną, Włochami, a także w zawsze prestiżowym starciu z Rosją. Potem polski walec rozjechał Egipcjan i Australijczyków. Decydującym dla losu Pucharu Świata był mecz z liderującymi Brazylijczykami. Biało-czerwoni walczyli ambitnie, ale przegrali w tie-breaku.

W tej sytuacji pozostała już walka jedynie o srebro. Mistrzowie świata z zadania wywiązali się doskonale, pokonując bez straty seta Kanadę i Iran. Dzięki temu po raz czwarty w historii stanęli na podium tej najtrudniejszej siatkarskiej imprezy.

Polscy siatkarze zakończyli sezon na drugi miejscu w Pucharze Świata /fot. FIVB/

>> CO DALEJ?

Teraz kibice naszej reprezentacji muszą uzbroić się w cierpliwość. Na kolejny występ biało-czerwonych przyjdzie im poczekać aż do maja. Najważniejsze będzie jednak to, co wydarzy się na przełomie lipca i sierpnia. W japońskim Tokio odbędą się wówczas Igrzyska Olimpijskie.

Vital Heynen już kilku tygodni mówi wprost, że w Japonii interesuje go tylko złoto. Po Pucharze Świata dodał też, że polscy siatkarze mentalni są w stanie to zrobić. Zadanie będzie jednak bardzo trudne. Zwłaszcza że nasi zawodnicy już cztery razy z rzędu nie zdołali przejść ćwierćfinału. Ten zespół udowodnił jednak nie raz, że jest w stanie nawiązać do wielkiego triumfu ekipy Huberta Wagnera.