Magazyn Sportowiec – wywiady, analizy, komentarze sportowe

Magdalena Gwizdoń nie zasłużyła na hejt. „To nie jej wina, że nie mamy lepszych zawodniczek od niej”

Kinga Zbylut, Magdalena Gwizdoń, Kamila Żuk, Monika Hojnisz-Staręga /fot. fanpage Moniki Hojnisz-Staręgi/

Przede wszystkim trudno nie oprzeć się wrażeniu, że największy lament po tym biegu podniosły osoby, które z biathlonem mają do czynienia od święta. Widać bowiem w tych wszystkich komentarzach brak zorientowania w tej pięknej dyscyplinie sportu. Jest za to bezrefleksyjne spojrzenie – prowadziła, nie utrzymała, czyli zawaliła. A to kompletnie nie tak.

>> KWESTIA NR 1

Wyjaśnienia należy zacząć od podstawowej kwestii. Magdalena Gwizdoń, choć ma 40 lat, znalazła się w tej sztafecie nie z powodu zasług czy przysłowiowych pięknych oczów. Znalazła się w tej drużynie, bo po prostu sobie na to zapracowała. Nie jest przecież winą zawodniczki, że obecnie nie ma lepszej od niej.

>> KWESTIA NR 2

W tym momencie ktoś powie, że w Anterselvie jest Joanna Jakieła. Zgadza się. To bardzo zdolna, młoda zawodniczka. Bez wątpienie w przyszłości będzie stanowić o sile drużyny. Ale w przyszłości, nie teraz. 20-latka na mistrzostwach świata tak naprawdę zadebiutowała w poważnym seniorskim bieganiu. W starcie indywidualnym zajęła odległe miejsce. Być może Joanna Jakieła pobiegłaby szybciej od Gwizdoń, ale czy strzelałaby lepiej? Ryzyko, że tak niedoświadczona zawodniczka mogłaby nie udźwignąć ciężaru odpowiedzialności było zbyt wielkie. Michael Greis to wiedział i zdecydował nie fundować jej tak wielkiej presji.

>> KWESTIA NR 3

W tym kontekście pojawiły się też komentarze, że lepiej byłoby postawić na młodszą Jakiełę. Bo to dobra lekcja, zbiór nowych doświadczeń i że będzie procentować. Niby racja, ale taką lekcję 20-latka odebrała startując na 15 km. W sztafecie powinny natomiast startować najlepsze, bo w grę idzie też kwestia stypendiów przyznawanych za miejsce w ósemce. Tu nie ma miejsca na naukę.

>> KWESTIA NR 4

Michael Greis tak zestawił sztafetę, że na ostatniej zmianie postawił na najsłabszą zawodniczkę z całej czwórki. Magdalena Gwizdoń musiała więc rywalizować z absolutnym światowym topem. Jej rywalką była między innymi Marte Olsbu Roeiseland, która w Anterselvie nie schodzi z podium. Naprawdę trudno było w takiej sytuacji oczekiwać, że 40-latka będzie w stanie pokonać biegowo największe gwiazdy biathlonu. Ładnie ktoś porównał tę sytuację do skoków. Proszę sobie wyobrazić, że w drużynówce skaczą Żyła, Kubacki i Stoch. Prowadzimy po trzech rundach, ale na ostatniej zmianie skacze Klemens Murańka. On może wejść na swoje wyżyny, ale Stefana Krafta czy Karla Geigera nie pokona. Tak samo jest z Gwizdoń i jej występem sztafetowym.

>> KWESTIA NR 5

Bez wątpienia Magdalena Gwizdoń oberwała najbardziej, bo biegła ostatnia. Dostała sztafetę na pierwszym miejscu, a przyprowadziła na siódmym. Łatwo więc rzucić oskarżenia, że zawaliła. Sęk jednak w tym, że 40-latka spisała się najlepiej od dawna. Dobierała tylko cztery razy. Pobiegła też najlepiej w sezonie. Owszem miała jedenasty czas biegu, ale chyba każdy liczył się z tym, że nie będzie to najlepsza trójka w tej statystyce.

>> KWESTIA NR 6

Nie ma medalu, ale w zasadzie nikt na niego przed tym biegiem nie liczył. Celem było wywalczenie miejsca w ósemce. Wszyscy o tym właśnie mówili. Udało się ten plan zrealizować. Dziewczyny wykonały kawał dobrej roboty, a trzeba pamiętać jak Kindze Zbylut czy Kamili Żuk nie wyszły starty indywidualne. Ponadto Tomasz Jaroński, który o biathlonie wie wszystko, słusznie zauważył, że Polki miały jednak trochę pecha. Przy tak świetnym starcie rywalki jak na złość spisywały się równie dobrze. A przy celnie strzelających przeciwniczkach Polki nie miały prawa dowieźć złota do końca.