Magazyn Sportowiec – wywiady, analizy, komentarze sportowe

Anika Godel-Chełmecka bez medalu ME. „Tym razem nie święcę triumfów”

Szymon Kastelik: Na pewno miała pani apetyt na medal. Jest pani zawiedziona swoim występem na tegorocznych Mistrzostwach Europy?
Anika Godel-Chełmecka: Miałam nie tylko apetyt, ale i przeświadczenie, że medal był w pełni w moim zasięgu. Rok temu sięgnęłam po srebrny medal Mistrzostw Europy w olimpijskich kategoriach wagowych. Tym razem nie święcę triumfów. Nie pierwszy raz w życiu ponoszę sportową porażkę, ale obecnie rzeczywiście jestem zawiedziona. Bardzo ciężko trenowałam. Z turniejów z cyklu pucharu świata wracałam z medalami i notowałam progres, ale ostatecznie nie zebrałam efektów wykonanej pracy.

Jak przygotowuje się pani do turnieju takiej rangi? Podobnie jak do innych zawodów?

Przygotowania do kolejnych zawodów, a w zasadzie całe życie taekwondzisty, to ciągłe bycie zarówno po, jak i przed kolejnym turniejem, bo kalendarz startów jest niezwykle napięty. Trudno rozdzielić w pełni przygotowania przed mistrzostwami Europy od przygotowań do startów kontrolnych. Wszystko to jest ze sobą powiązane. Każdy start, sparing czy kolejny trening ma przynieść pozytywne skutki na przyszłość. Dotychczas do każdych zawodów przygotowywałam się równie mocno, to znaczy najlepiej jak tylko potrafiłam. Świadomie nigdy nie kalkuluję lub nie wyolbrzymiam wagi tego czy innego turnieju, ponieważ umysł uczy się znajdowania łatwiejszych ścieżek i w konsekwencji może się okazać, że za chwilę każdy turniej nie będzie dość istotny.


Brak sukcesu jest dla pani motywacją do natychmiastowego powrotu do ciężkich trening
ów czy jednak musi pani odpocząć zarówno fizycznie, jak i psychicznie?

Obecnie odczuwam ogromne zmęczenie, które nie jest wynikiem tego jednego turnieju, ale wielomiesięcznego okresu treningów, zgrupowań, startów i ciągłego pobytu poza domem. Co więc za tym idzie, także nieustanną tęsknotą za najbliższymi. Kiedy do tego wszystkiego dojdzie niesatysfakcjonujące 5. miejsce, to sporo wysiłku kosztuje odnalezienie jakiś pozytywów. Muszę i próbuję odpoczywać, choć prawdą jest, że w odpoczywaniu właśnie nie jestem najlepsza.


Obserwowała pani inne zawodniczki? Ktoś panią zaskoczył swoją dyspozycją?

Dyspozycja przeciwniczek nie była dla mnie zaskoczeniem. Wiedziałam, że przyjadą przygotowane, zmotywowane medalami i tytułem. W walce ćwierćfinałowej spotkałam się z późniejszą zwyciężczynią kategorii do 67kg, a o mojej przegranej 10:13 przesądził głownie jeden błąd. Można upajać się pozytywnymi recenzjami trenerów, pocieszać się gratulacjami dobrej walki, ale to nie ma znaczenia. W sporcie na najwyższym poziomie liczy się tylko medal i to tak naprawdę ten złoty. Mi do złata zabrakło zbyt wiele, bym mogła być z siebie zadowolona.

Jakie plany na kolejne miesiące?

Najpierw start w turnieju Grand Prix w Rzymie w ostatnim dniu maja, a po powrocie rozpościera się przede mną wizja miesiąca bez taekwondo. Odpoczynek jest mi bardzo potrzebny, a do tego zmiana otoczenia i towarzystwo ukochanych osób. W planie mam wakacje, z dala od kurortów i codziennie zmienianych ręczników. Raczej będzie to czas w ciągłej podróży, w wygodnych butach, z kilkukilogramowym plecakiem i aparatem w dłoni.

Muszę spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, by uświadomić sobie, że niespełniona ambicja to być może nie koniec świata. Takiej pokory najszybciej nabiera się właśnie na krańcu świata, wśród ludzi, którzy w moim życiu nie dostrzegliby nawet cienia problemu. Od lipca zaś, zgodnie z kalendarzem kadry Polski, rozpoczną się zgrupowania. Najpierw w COS Zakopane, a następnie w Pucku. Potem starty w turniejach Grand Prix, poczynając od Moskwy, później w Manchesterze. Oba oddzieli zgrupowanie w Pogorzelicy. Jak widać, w świecie taekwondo nawet odpoczywać trzeba szybko.